Zawsze sceptycznie podchodzę do tzw kontynuacji, szczególnie tych przełożonych na duży lub mały ekran. Pierwsza część TO, pozostawiła mi pewnego rodzaju niedosyt, tym bardziej z niecierpliwością oczekiwałam powrotu Pennywise’a w Derry. Czy się rozczarowałam? Czy twórczość Kinga, została uśmiercona kiepskim scenariuszem? Co dalej z Frajerami? Zaraz wszystkiego się dowiecie. TO rozdział drugi.
Podobno najlepiej zacząć od początku, no właśnie tylko gdzie jest początek tej historii? I tutaj pierwszy plus na korzyść drugiego rozdziału TO. Najczęściej, kiedy mamy styczność z sequelem, odczuwamy swego rodzaju pauze, ciche coś między punktem A oraz B. Andy Muschietti znakomicie oddaję istotę książek Kinga, mimo upływu 27 lat od wydarzeń z pierwszej części TO, przechodzimy dosyć płynnie do obecnych zdarzeń, które pociągną za sobą nową historię.
na samym początku reżyser funduje nam brutalność, która pochodzi od drugiego człowieka
W Derry zostają znalezione poćwiartowane szczątki należące do Adriana Mellona ( Xavier Dolan). Scena jest dość drastyczna, na samym początku reżyser funduje nam brutalność, która pochodzi od drugiego człowieka, a raczej bandy chciało by się napisać zaciemnionych du… którzy nie rozumieją, że związek dwóch mężczyzn to nie choroba. Swego rodzaju grozy, dodaje fakt, że nie jest to zmyślona historia.
Takie rzeczy miały miejsce w latach osiemdziesiątych, w małych amerykańskich miasteczkach, które żyły totalnie w innej czasoprzestrzeni kulturowej, podobna sytuacja wydarzyła się też w miasteczku, w którym żył Stephen King. Napaść na parę, idealnie komponuje się z powrotem Pennywise’a (Bill Skarsgård), otwierając tym samym furtkę naszym bohaterom. Mike (Isaiah Mustafa), który jako jedyny pozostał na miejscu, zdzwania się po wielu latach ze swoją paczką Frajerów, prosząc ich o przybycie.
W pierwszej części TO, stanowiło tak naprawdę synonim największych dziecięcych koszmarów, jak się okazuję nasi dorośli bohaterzy dalej tkwią w martwym punkcie. Wymuszony powrót do Derry, okazuje się powrotem do ich osobistych koszmarów, z którymi przyjdzie im na nowo walczyć.
Jak już wspomniałam, wybory siódemki plączą się z ich przeszłością : zamiast ojca tyrana, Beverly (Jessica Chastain), ma przy boku męża, który katuje ją w domowym zaciszu, Eddie (James Ransone)chociaż już bez swojej toksycznej mamy, żyje u boku kontrolującej go żony, Stanley ( Andy Bean) dalej kieruje się strachem, podporządkowując mu całe swoje życie, Ritchie (Bill Hader) idąc za ciosem dowcipów, wyrasta na stund-upera, a Bill (James McAvoy)uciekł w pisanie książek, których zakończenie jest kiepsko przyjmowane przez odbiorców niczym w…twórczości Stephena Kinga. Z pozoru silnym facetem, który zerwał z przeszłością, wydaje się Ben (Jay Ryan), zwalczył nadwagę, stając się potężnym fizycznie oraz psychicznie – jednak czy nie są tylko pozory?
Coś nasi bohaterowie robią razem, by później każde osobno stawiło czoło swoim największym strachom.
Obraz do momentu ostatecznej konfrontacji z Klaunem, jakoś w miarę szybko przewija się na ekranie, trzymając schematu poprzedniej części. Coś nasi bohaterowie robią razem, by później każde osobno stawiło czoło swoim największym strachom. Na ekranie będzie można zobaczyć częściej twarz samego Pennywise’a, również w scenie, gdy był człowiekiem, co przemawia akurat na plus filmu, chociaż wątek ten mógł być lepiej pociągnięty. Twórcy postawili także na efekty …komputerowe?
Z jednej strony mamy dopracowane szczegóły ( min potworki wychodzące z ciasteczek) z drugiej strony gumowe, zalatujące kiczem stwory, którym zdecydowanie bliżej do klimatów gore. Jak już wyżej wspomniałam, film idzie szybko do sceny ostatecznej walki. Wracamy do tego samego miejsca, w którym Frajerzy w części pierwszej pokonali TO – podziemia opuszczonego domu, scena pojedynku ze złem jak dla mnie jest zwyczajnie za długa, i niestety niczym nie zaskakuję.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na starych, ale nowych bohaterów. Aktorzy ogólnie dali radę pociągnąć swoje postacie, zatrzymując cechy charakterystyczne z czasów, kiedy byli dziećmi, dzięki czemu od razu łatwo jest ich rozpoznać. Jednym wyszło to lepiej ( min postać Eddiego), gdyż nawet wizualnie pokrywają się z dziecięcym lookiem, innym nieco gorzej – mam tu na myśli postać dorosłego Billego, ale James McAvoy myślę, że jest klasą samą w sobie i już dawno zapracował na swój status aktora. Jeśli tęsknicie za młodymi odtwórcami paczki Frajerów, to będziecie mieli okazję z nimi się spotkać w kilku scenach.
Suma summarum, TO rozdział drugi , stanowi dopełnienie pierwszej części i chociaż nie jest idealny pod pewnymi względami, to bezbłędnie oddaje twórczość Stephena Kinga na ekranie.
Współczesna, pracująca Matka Polka, lubiąca czasem rzucić spojrzenie na kulturę.