Styczeń – miesiąc podsumowań – już za nami, Oscary wciąż na nas czekają, a na Kulturalnej Planecie czas inaczej płynie. Dlatego przedstawiam poniższą listów filmów z 2019 roku, które warto było obejrzeć.
Miejsce dziewiąte: Atlantyk
Najbardziej oryginalny i zaskakujący film z tej listy. Senegalsko-francusko-belgijski zwycięzca Grand Prix w Cannes jest jakby z całkowicie innego świata kinematografii. Wieje od niego oryginalnością i nowością, jakiej na pewno potrzebuje filmografia. Atlantykiem rządzi realizm magiczny, ujęty w bardzo kameralnej formie. Dzieło jest nie tylko o Afryce i pożerającym ją kapitalizmie, patriarchacie, duszącej indywidualność radykalnej religijności. Atlantyk opowiada również o uniwersalnych wartościach: miłości czy sprawiedliwości. Piętrzący się ponad miastem budowany wieżowiec mierzy się z Atlantykiem – symbolem wolności i praw odwiecznie rządzącym światem. Dzięki swojej specyfice i kameralności, senegalski film na pewno ze mną zostanie na dłużej.
Miejsce ósme: Oficer i szpieg
Na ten film czekałem długo i z taką ekscytacją, jak na żaden inny. Epoka oraz wydarzenie, jakie mnie fascynują, nakreślona ręką Polańskiego na ekranie. Brzmi świetnie. Świat wykreowany był niezwykle ładnie i realistycznie. Był dla mnie wręcz hipnotyzujący. Subtelne zdjęcia, piękne miasta, charakteryzacja. Historia jest wciągająca i całkiem dobrze opowiedziana, choć miałem niekiedy problemy z rozwiązaniami narracyjnymi. Ta uzyskała wiele dzięki niesamowicie charyzmatycznemu w swej grze Melvilowi Poupadowi. Podobnie niezawodny byli Jean Dujardin w roli Picquarta i Louis Garrel w skórze samego Dreyfusa – upokorzonego oficera artylerii francuskiej, którego szabla została niesprawiedliwie złamana.
Miejsce siódme: Joker
Zaskoczeniem byłoby, gdyby Joker tu się nie znalazł. Ma przecież w sobie niepodważalne argumenty, czyli przede wszystkim fenomenalnego Joaquina Phoenixa, który swoją kreacją Jokera godnie rywalizuje z nieśmiertelnym Heathem Ledgerem. W Jokerze występuje również chłonna rzeczywistość Nowego Jo… Gotham – miasta brudnego, upadłego, czekającego na swojego „wybawiciela”. Film jest pełen świetnych pomysłów operatorskich Lawrence’a Shera. Co wspaniałe, Todd Philipps stworzył intrygujące połączenie kina mainstreamowego z autorskim, choć ten pierwszy element mimo wszystko przeważa. Reżyser jest niekiedy bardzo zachowawczy, podając za dużo „na tacy”. Irytuje również niekonsekwentnie zbudowaną postacią Jokera.
Mimo to, Joker umiejętnie gra na emocjach – wprowadza widownie w zakłopotanie, niezręczność, nerwowy śmiech. Szokuje, zaskakuje, straszy. Czasem tylko nie wiadomo, co chce przez to przekazać.
Miejsce szóste: Le Mans ‘66
Przyznam, że nigdy nie interesowały mnie samochody. No dobra, może wciąż da się u mnie znaleźć zakurzone Hotwheelsy, lecz nigdy nie przerodziło się to w prawdziwą pasję. Dlatego na Le Mans ’66 szedłem bez żadnych oczekiwań. Jedynie lekko ekscytowała mnie obecność Christiana Bale’a, którego uwielbiam w roli Batmana. Tymczasem okazało się, że James Mangold bez trudu wciągnął mnie w świat driftów, torów wyścigowych i grzmiących mocą koni mechanicznych silników. Le Mans to przede wszystkim idealne pod względem schematu kino rozrywkowe, trzymające w napięciu przez większość seansu. Ponadto porusza wiele ciekawych tematów, jak choćby wyraźnie podkreślony korporacyjny świat, bezwzględnie niszczący indywidualności.
Miejsce piąte: Boże ciało
O Bożym ciele wciąż jest głośno. Według niektórych „nie zasługuje” na nominację do Oscara. Mnie cieszy, że polska filmografia kolejny raz jest doceniana przez hermetyczne i zachowawcze środowisko Akademii. Boże ciało Jana Komasy to wciągająca i niepokojąca diagnoza polskiego społeczeństwa. Głównym jej elementem jest kościół, ale pojawia się wiele innych aspektów „naszego” świata. Nienawiść, wiara, izolacja, śmierć, stygmatyzacja, ucieczka. Najbardziej spodobało mi się podejście do religii, które prezentował znakomity w roli Daniela Bartosz Bielenia.
Miejsce czwarte: Ból i blask
Moje pierwsze spotkanie z Almodovarem, na którym zdecydowanie się nie zawiodłem. Ból i blask przepiękna, stylowa i tkliwa kreacja hiszpańskiego twórcy, uwydatniona znakomitą rolą Antonio Banderasa. Porusza najbardziej osobiste aspekty życia – śmierć, miłość, tęsknotę, melancholię… To hiszpańskie dzieło w żaden sposób nie razi swoją intymnością i delikatnością.
Miejsce trzecie: Dwóch papieży
Dwóch papieży był dla mnie najbardziej wzruszającym dziełem tego roku. Film Fernanda Meirellesa wycisnął ze mnie każdą łzę. Znakomicie stworzona relacja między Razingerem a Bergoglio – pełna przeróżnych emocji: zazdrości, złości, ale też miłości i współczucia. W ich role wcielili się Anthony Hopkins i Jonathan Pryce, notując wystąpienia z najwyższej półki. Ponadto, wciągająca w swym mroku historia niedoszłego papieża Franciszka dodała filmowi wiele niepokojącej atmosfery. Dwóch papieży to kino bardzo estetyczne: z wieloma niesamowitymi ujęciami, fenomenalnymi dialogami i scenami. Podsumowując, dla mnie jest to film po prostu piękny i w swojej piękności wyjątkowy.
Miejsce drugie: Parasite
Miło jest zobaczyć tak „tropikalny” film na ekranach całego świata. Parasite Joon-Ho Bonga zrobił wrażenie chyba we wszystkich salach kinowych i jest na prostej drodze do zdobycia Oscara w kategorii najlepszego filmu zagranicznego. Doskonale zbudowana i rozwijająca się historia, świetna gra aktorska, oraz współczesne spojrzenie na problemy klasowe – to wszystko zobaczymy w Parasite. Idealne proporcje komedii, tragedii i thrillera dają podczas seansu uczucie kinowej harmonii.
Miejsce pierwsze: Historia małżeńska
Film Noaha Baumbacha jest poruszającą historią rozpadającego się małżeństwa, oglądaną z perspektywy żony – Nicole (Scarlett Johansson) oraz męża – Charliego (Adam Driver). Opowieść jest wciągająca na każdej płaszczyźnie. Pewnie dlatego, że jest aż tak prawdziwy – Baumbach oparł ją bowiem na swoich doświadczeniach. Poza reżyserskim i operatorskim kunsztami, osiągniętymi pomimo minimalizmu, w Historii małżeńskiej na pewno wrażenie robią dwie wybitne kreacje aktorskie Drivera i Johansson.
Filmowe Top 9 2019 roku. Ogólne podsumowanie
Dobry rok dla kina? Raczej tak. Mógłbym tu jeszcze wymienić kilka dobrych lub intrygujących pozycji: To my Jordana Peele’a (w wielu kwestiach przypominającego Parasite), Pavarottiego Rona Howarda, o którym napisałem zresztą recenzję, Ad Astrę Jamesa Graya z niezawodnym Bradem Pittem czy wreszcie Toy story 4 Josha Cooleya. Nie jest to do końca wiarygodna lista, bo nie widziałem wszystkim pozycji z 2019 roku. Cóż, trzeba było częściej się ruszać do kina.
Jeśli chodzi o największe rozczarowanie, to była nim zdecydowanie ostatnia część Gwiezdnych wojen. Ale o tym nie warto raczej pisać. W końcu chodzi o to, by kino dawało trochę radości.
Miłośnik literatury i filmów, który lubi czasami coś napisać – stąd też tu jest.