Dave Grohl Sonic Highways

Dave Grohl Sonic Highways – Podróż muzycznymi autostradami

Sonic Highways to tytuł najnowszej płyty Foo Fighters, ale również miniserial, który we współpracy z HBO zrealizował Dave Grohl. Po sukcesie, jakim okazał się film dokumentalny o legendarnym studio Sound City były perkusista Nirvany postanowił iść za ciosem. Do udziału w nowej inicjatywie zaprosił świetnego producenta Butcha Viga.

Dzięki Dave Grohl i Foo Fighters, w kolejnych odcinkach poznajemy muzyczną historię ośmiu amerykańskich miast, studiów nagraniowych i proces powstawania utworów, które wieńczą każdy epizod.

Gdy w ubiegłym roku usłyszałem o tym obrazie od razu wskoczył na pierwsze miejsce pozycji do obejrzenia, wcisnął się nawet przed Hobbita ;). Czas szybko minął i mogliśmy cieszyć się zwiastunem projektu w postaci singla Something Form Nothing. Kawałek z miejsca stał się moim ulubionym i nie mogłem doczekać się ciągu dalszego. Wkrótce można było już przesłuchać całą płytę, ale polska premiera serialu w stosunku do tej zza oceanu była opóźniona o kilka tygodni, więc nie pozostało nic innego jak tylko skupić się na ścieżce dźwiękowej.

Od pierwszego przesłuchania w ucho wpadły mi świetne Outside i The Feast And The Femine, ale reszta nie powaliła mnie na kolana. Po kolejnych przesłuchaniach już wszystko brzmiało rewelacyjnie tylko Subterranean jakoś nie chciało wejść.

W sieci zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje płyty i nie były pochlebne. Słychać było narzekanie na brak muzycznych odniesień do miejsc, które odwiedzili muzycy , na monotonię kompozycyjną i ogólne narzekanie. Generalnie przeciętny krążek i wielkie rozczarowanie. Niestety niespełnieni muzycy recenzujący płyty zawsze wiedzą najlepiej. Czasem jednak warto do pewnych specyficznych wydawnictw podchodzić w inny sposób, nie do końca zgodny z ogólnie stosowanym szablonem. Okazuje się bowiem, że płyta i serial żyją ze sobą w idealnej symbiozie o czym można się przekonać dopiero po obejrzeniu choćby jednej odsłony filmu. Jednak ci znawcy tematu przypominający mi songwriterów z Nashville zapewne tego nie uczynili.

 

Gdy widzowie w Stanach kończyli już podróż po muzycznej mapie swojej ojczyzny my w kraju nad Wisłą w końcu mogliśmy ją rozpocząć. Z kilkudniowym opóźnieniem i ja wybrałem się Chicago. Pierwszy odcinek to niesamowite historie opowiadane przez świadków i twórców chicagowskiej sceny muzycznej powodujące ciarki na ciele oraz wizyta w jednym z legendarnych studiów nagraniowych, w którym Foo Fighters pracowali nad Something From Nothing. To zresztą schemat każdego epizodu, ale nie można powiedzieć, że kolejne części są do siebie podobne, gdyż wszystkie odwiedzane miejsca są zupełnie inne. Różnią się klimatem, historią, stosunkiem ludzi do otaczającej ich rzeczywistości. Jednak wszystkich rozmówców Dave’a łączy miłość do muzyki.

Na koniec wizyty w wietrznym mieście możemy usłyszeć efekt końcowy prac nad utworem otwierającym płytę Sonic Highways. I w mojej głowie następuje olśnienie. Słucham kawałka, który znam na pamięć i odkrywam go na nowo. Guziki na nitce…. gumki recepturki … wcześniej bez sensu, a teraz wszystko układa się w genialną całość. Pierwsze co przychodzi do głowy to słowa: Teraz rozumiem! W kilka minut wszystko stało się jasne.
Może na nowym krążku mało jest muzycznych odniesień do miejsc, po których podróżowała kapela i niektórzy rozczarowani są brakiem utworów country i bluesowych, ale przecież tu nie o to chodzi. W tej muzycznej opowieści najważniejszy jest tekst, a muzyka to ciągle Foo Fighters! Te piosenki to dzienniki z podróży, pamiętniki spisane przez Dave’a. Kompozycje i obraz świetnie się dopełniają. Tylko gdy obejrzycie serial będziecie w stanie uchwycić wyjątkowe piękno tej płyty.

 

Kolejne epizody to uczta składająca się z fascynujących opowieści i anegdot wielkich indywidualności, żywych legend lokalnych społeczności, artystów znanych na całym świecie, producentów, właścicieli studiów, jak również samych członków Foo Fighters. A to wszystko w niesamowitych miejscach jakimi są studia nagraniowe, które dotychczas kojarzyły mi się z monotonnymi pokojami i konsoletami z tysiącami suwaków.
Okazuje się, że te miejsca mają dla muzyków kluczowe znaczenie i wywierają wielki wpływ na ich dzieła. Ich klimat, położenie, budowa są tak zróżnicowane, że aż trudno uwierzyć, że służą jednemu celowi, nagrywaniu muzyki, którą żyje cały świat. Ta sama płyta nagrana na pustynnym Rancho de la Luna mogła by zupełnie innaczej brzmieć gdyby powstała w kamiennym lochu Roberta Langa, albo w pomieszczeniach Austin City Limits.

 

Oglądając serial zauważyłem pewną prawidłowość. Najbardziej podobały mi się były te odcinki, w których powstawały moje ulubione piosenki na Sonic Highways. Niepokoił mnie tylko fakt, że w siódmej odsłonie mieliśmy zagościć w Seattle najważniejszym dla mnie muzycznie mieście tej podróży, a tam nagrywane było Subterranean, do którego wciąż nie mogłem się przekonać . Czy to będzie wyjątkowy odcinek z najgorszym kawałkiem z płyty, czy równie słaby? Okazało się, że jest jeszcze trzecia opcja.

Foo Fighters Concrete And Gold. Czy to najlepszy album Foo Fighters?

Wędrówka po Seattle była bardzo wzruszająca i w kilku momentach gardło mocniej się ścisnęło, pewnie domyślacie się dlaczego. Mnóstwo obrazów i dźwięków, które znałem z młodości wywołało lawinę wspomnień. Wizyta w stolicy grunge spełniła moje oczekiwania, było wspaniale! Na koniec gdy emocje jeszcze nie opadły panowie weszli do studia zaczęli grać. Ja usiadłem wygodnie, wsłuchałem się uważnie, odpłynąłem na chwilę, uroniłem łezkę i pokochałem Subterranean całym sercem. To najbardziej osobista i najpiękniejsza piosenka jaką Dave skomponował na tej płycie. Niektórzy poznali się na niej od razu, a ja cieszę się, że w końcu i do mnie dotarła.

Podróż po muzycznej mapie Ameryki to nowe muzyczne objawienia. Jest tylu wykonawców, których nie znałem, tyle świetnych zespołów, o których się dowiedziałem i koniecznie muszę bliżej poznać. The 13th Floor Elevators, Kyuss… ech… tyle zaległości do nadrobienia, a tak mało czasu

A Wam z czym się kojarzy Nashville? Myślicie, że to stolica muzyki country? Ja też tak myślałem. Otóż nie! To fabryka tej muzyki. Do tego miejsca sformułowanie przemysł muzyczny pasuje jak ulał. Tu na przykład w korporacjach zatrudnia się wcześniej wspomnianych songwriterów, którzy przychodzą na osiem godzin do pracy, zamykają się w swoich boksach i piszą potencjalne hity dla country gwiazd. Dziwne miejsce, ale warto je poznać. W którym mieście szczury są tak wielkie, że można je ujeżdżać ;)? Co wiecie o Austin, o muzyce Waszyngtonu, o nowojorskiej scenie? Jeżeli kochacie muzykę koniecznie musicie odkryć to oblicze Ameryki, nawet jeżeli nie jesteście fanami Foo Fighters.