Moje płyty 2018 cz.2

Moje płyty 2018 cz.2 subiektywny ranking

Czas na drugą porcję moich muzycznych fascynacji 2018. Tym razem pojawią się wybory trochę mniej oczywiste. Klucz selekcji pozostał ten sam. Te płyty najczęściej kręciły się na moim gramofonie, albo szturmowały mój telefon i słuchawki.

Koniec roku i początek kolejnego, to dobry moment do podsumowań. Nawet jeśli nie jest dobry, to i tak wszyscy tak uważają. Sprawdźmy co warto zapamiętać z 2018 roku, jeśli chodzi o płyty zagraniczne. Zapraszam na subiektywny TOP najlepszych zagranicznych płyt.

Czas na drugą porcję moich muzycznych fascynacji 2018. Tym razem pojawią się wybory trochę mniej oczywiste. Klucz selekcji pozostał ten sam. Te płyty najczęściej kręciły się na moim gramofonie, albo szturmowały mój telefon i słuchawki. Moje płyty 2018 cz.2

Dead Cab For Cutie – Thank You For Today

Dead Cab For Cutie - Thank You For Today

Tod już dziewiąty album w dyskografii amerykańskiej formacji i pierwszy nagrany bez Chrisa Walla, wieloletniego gitarzysty i producenta. Thank You For Today wpada w uszy trochę jakby od niechcenia i zostaje na długo.

Na płycie nie znajdziecie oszałamiających hitów. To po prostu spójny, smaczny i delikatny krążek, który doskonale sprawdza się jako soundtrack codzienności. Piękne melodie, ubrane w nieagresywne aranżacje, sprawiają, że ciężko się od nich uwolnić.

Roosevelt – Young Romance

Pod szyldem Roosevelt ukrywa się niemiecki muzyk Marius Lauber. Young Romance jest jego drugim albumem. Jeśli macie ochotę na ciepłe dźwięki electro i synth-popu, lubicie rytmicznie pląsać po kuchni, tęsknicie za zapachem lat 80-tych, to jest to propozycje dla Was.

Young Romance to pozytywna dawka energii, rozbijająca szarość za oknem i zaproszenie do tańca w długie letnie wieczory.

The Paper Kites – On The Corner Where You Live

To coż, że z Australii 🙂

On the Corner Where You Live, to kontynuacja projektu On The Train Ride Home, z początku ubiegłego roku. Ten pierwszy album przynosi akustyczne kawałki. Na drugim piosenki otrzymały genialne brzmienie. To jak połączenie Tango In The Night Fleetwood Mac z najlepszymi kawałkami Cock Robin, Bear’s Den i Lo Moon.

Przepiękny album, wypełniony genialnymi smutasami, które sączą się w nieskończoność.

Muse – Simulation Theory

Wiadomo, że Muse skończył się po czarnym albumie. Nie zważając na niezadowolonych zespół nagrał swój ósmy krążek i kolejny raz zaskoczył pozytywnie.

Fantastyczny flirt muzyki i popkultury, z głębokim ukłonem w stronę lat 80-tych. Jedenaście przebojowych kawałków, których po prostu dobrze się słucha.

Young The Giant – Mirror Master

Uwielbiam Young The Giant od momentu, kiedy usłyszałem rewelacyjny My Body. Mirror Master to ich czwarty krążek i chociaż na listach przebojów nie powtórzył sukcesu Mind Over Matter, to tylko przykrość dla tych list.

Kolejna porcja lekkich i doskonale brzmiących kawałków, ozdobionych głosem Sameera Gadhia, z genialnymi Superposition i Brother’s Keeper.

St. Paul & The Broken Bones – Young Sick Camellia

Paul Janeway to genialny, czarny, wokalny instrument, zamknięty w białym futerale. Muzyka St. Paul & The Broken Bones to fantastyczny mix soulu, funku i rocka. Genialna i świeża płyta, która przenosi nas do ubiegłego stulecia, nie tracąc przy tym nowoczesności. Nogi same skaczą do tańca, ale głowa nie wyłącza myślenia. Jedno z moich najlepszych odkryć ubiegłego roku.

Moje płyty 2018 cz.2 – sprawdź część pierwszą podsumowania