Jeśli chcesz uderzyć osobę, która następnego dnia występuje w telewizji, pamiętaj, żeby omijać twarz. Znacznie lepsze będą plecy albo brzuch. Popularność sprawia, że nawet kłótnie między rodzeństwem muszą trzymać się pewnych zasad.
Ale największa awantura w zespole Kings Of Leon odbyła się bez bójek ani ciosów, po tym jak kilka lat temu wokalista Caleb Followill przestał panować nad piciem i zespół musiał odwołać sporą część trasy koncertowej. To był jeden z tych momentów, kiedy zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” przestaje działać. Pewnie wiele zespołów po takich wydarzeniach szybko zakończyłoby swoją karierę. Wiele, ale nie Kings Of Leon.
Myślicie, że bycie gwiazdą rocka jest szczytem marzeń? To wyobraźcie sobie, że po nagraniu płyty przez wiele dni udzielacie wywiadów. W połowie z nich po raz tysięczny z uśmiechem odpowiadacie na pytanie: „skąd wzięła się nazwa waszego zespołu?”. Parę razy prostujecie, już z mniejszym uśmiechem, że wasza nowa płyta to nie debiut, tylko kolejny album w karierze. No a parę tygodni później ruszacie w trasę. Przez co najmniej kilka miesięcy nie macie szans, żeby zajrzeć do domu, spędzacie godziny w poczekalniach na lotniskach, znacie już na pamięć instrukcje recytowane przez stewardessy, a każdego dnia budzicie się w pokoju hotelowym, który wygląda prawie tak samo jak ten z poprzedniego dnia i sprzed tygodnia, więc nie wiecie nawet do końca, w jakim mieście jesteście.
Wieczorem gracie koncert, a później zwykle idziecie na imprezę. Dorzućcie do tego kaca i ciągłe martwienie się o to, że zmęczone struny głosowe lada moment odmówią posłuszeństwa. No i jak? Już nie tak fajnie, prawda? Kings Of Leon nie ukrywają, że taka mieszanka oddaliła muzyków od siebie. Kiedy przychodzili do telewizji, byli już tylko wokalistą i basistą albo gitarzystą i perkusistą, a nie rodziną. Dlatego tym bardziej cieszy, że w końcu udało im się dogadać i pokonać problemy, a najlepsze dowody słychać na nowej płycie.
Nowy krążek Kings Of Leon WALLS brzmi jakby muzycy jeszcze raz nagrali któryś ze swoich albumów z początków działalności, ale tym razem z dzisiejszych doświadczeniem i po tym wszystkim, co przeszli. Słyszę tu zespół, który dobrze wie, co robi, a przede wszystkim ma w sobie spokój. Nuda? Niekoniecznie. Grupie wcale nie brakuje energii. Wątpliwości rozwiewa już pierwszy kawałek na płycie, czyli Waste A Moment. Jeśli komuś mało, może włączyć Find Me z gitarą, która brzmi jak u Foo Fighters, albo Eyes On You, czyli coś, co pewnie najbardziej ucieszy fanów Kings Of Leon z czasów debiutu.
Na nowej płycie Followillów nie brakuje niespodzianek. Największą jest chyba Muchacho, jeden z ulubionych utworów samych muzyków. Jeśli jakiś reżyser szuka piosenki do sceny występu amerykańskiego zespołu w meksykańskim barze, to proszę bardzo, oto ona. A skoro jesteśmy przy filmowych skojarzeniach, to idealnym kawałkiem do wieczornych podróży autem po bezdrożach będzie Conversation Piece, piosenka, która ma tak amerykańskie brzmienie, że nawet Bruce Springsteen byłby zazdrosny.
Kings Of Leon, świadomie albo nie, zrobili coś, co nie zdarza się często. Pierwszym singlem z płyty nie jest wcale jej najlepszy kawałek. WALLS kryje dwie perełki, które pewnie w najbliższych miesiącach podzielą losy największych hitów zespołu. Reverend ma tak zaraźliwy refren, że za każdym razem, kiedy słucham tej piosenki, widzę koncert i tłum, który razem z zespołem śpiewa „On the ra-di-o”.
No i Over, mój numer jeden z tej płyty. Jeśli ktoś czekał na nowe Closer, na dodatek o przebojowości Use Somebody i z echem Joy Division, to znajdzie to właśnie w tej piosence. Dla mnie to najlepszy kawałek Kings Of Leon od lat. Mroczna historia muzyka rockowego, który jest u szczytu popularności, ma wszystko, ale pewnego dnia wiesza się we własnym ogrodzie. Caleb Followill mówi, że boi się takich tekstów, bo już parę razy to, o czym pisał, zdarzyło się później w prawdziwym życiu. Żona, bracia i kuzyn namówili go jednak do szczerości na tej płycie – i to była świetna rada. Jednak nie taka zła ta rodzina, co?
Powiedzieć o niej, że lubi pisać, mówić, oglądać i słuchać… to jakby nic nie powiedzieć.
Na codzień usłyszycie ją w MUZO.FM, czasem przeczytacie tutaj.