TURBOWEEKEND – SHARE MY THUNDER czyli nadciąga piekielnie dobry grzmot.

Jeszcze tylko kilkanaście dni musicie poczekać, aby posłuchać nowych, piekielnie dobrych, kawałków duńskiej formacji Turboweekend. Czwarty album Share My Thunder ukaże się 30 marca.

Turboweekend pochodzą z Kopenhagi. Mają na swoim koncie już trzy płyty i dwie ep-ki. Genialne singlowe Trouble Is, Neverending czy On My Side.

Ci, którzy słyszeli na antenie MUZO.FM Miles & Miles i Asking For More już wiedzą, czego spodziewać się po nowym materiale. Dwa pierwsze single to genialne wprowadzenie do całego krążka. Przepiękne melodie, smaczne aranżacje, nieśmiałe gitary, które mogą nieco zaskoczyć starych fanów. Wszystko to sprawia, że nawet po kilkunastu odsłuchaniach te piosenki nie potrafią się znudzić.

Dalej jest jeszcze lepiej. Zapewniam. Dopełnieniem przebojowego zestawu jest drugi na płycie numer Disco To Disco. Jak dla mnie typ na trzeci singiel. Zaczyna się rytmicznym pochodem klawiszy i perkusji oraz spokojnym wokalem Silasa. Nagle bez przygotowania wystrzela refren, niczym wulkan melodii, który po prostu zarywa nogę.

Trzeci kawałek na albumie to Moving On czyli klasyka Turboweekend. Z powodzeniem nie zawiedzie wielbicieli poprzednich krążków zespołu.
Na chwile zastygam przy czwórce. Tak. To chyba mój ukochany kawałek na płycie. Levitate. Po prostu płynę razem z nim. Silas wyśpiewuje cudowne dźwięki. Instrumenty wydają się wypełniać przestrzeń wokół mnie. Jest magicznie, jak w letni wieczór, siedzę rozciągnięty na werandzie i patrzę na ostatnie muśnięcia słońca. Podobne emocje przywołuje Good Luck In Barcelona.
Szybko, przebojowo i znowu noga tupie czyli Another Woman’s Man, Waiting For The Storm i Better Than I Am. Ten ostatni z epickim i podniosłym refrenem, przy którym ciary gotowe.
Na koniec 9 minutowy finał.  Najpierw tytułowy Share My Thunder. Powolny i delikatny początek, narasta gwałtownie, aby wystrzelić ferią genialnych dźwięków i skryć się w ukrytym kawałku, który pojawia się niespodziewanie i niespodziewanie kończy płytę 🙂

I zaczynam od początku, bo to 11 kawałków, które po prostu wciągają. Przepiękne piosenki, które sprawiają że ich słuchanie jest nadzwyczajną przyjemnością. Nie wiem jak oni to robią, ale każda kolejna płyta Turboweekend jest lepsza od swojej poprzedniczki. Każda piosenka sprawia wrażenie dojrzalszej, pełniejszej, napakowanej emocjami i generalnie niebanalnym talentem Silasa, Andersa, Martina i Mortena.