Marvel Cinematic Universe, Strażnicy Galaktyki vol 2 recenzja

Strażnicy Galaktyki vol. 2 recenzja – bawiłem się świetnie

Tytuł mówi wszystko – druga część Strażników Galaktyki nie zawiodła. Rzadko potrafię się tak dobrze bawić w kinie.

Strażnicy Galaktyki vol 2 recenzja

Marvel Cinematic Universe przed Strażnikami Galaktyki

Marvel Cinematic Universe

Iron Man, Iron Man 2, Thor, Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie i Avengers. Pierwsza faza Marvel Cinematic Universe wyraźnie pokazała nam w jakim kierunku będą szły filmy z tej serii. Dostaliśmy uniwersum, które sprawnie łączy losy naszych ulubionych komiksowych superbohaterów i będzie przy okazji dobrym kinem akcji.

Pierwsze filmy drugiej fazy zdawały się nie zmieniać formuły. W 2013 roku mogliśmy wybrać się do kina na kontynuacje Thora i trzecią odsłonę Iron Mana.

2014 był dla MCU przełomowy. Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz zawiesił niezwykle wysoko poprzeczkę dla kolejnych produkcji Marvel Studios. Przy okazji przedstawił nam dwójkę wspaniałych reżyserów, którzy w przyszłości mieli tworzyć najważniejsze filmy dla tego uniwersum – braci Russo.

Tylko ta druga produkcja w ramówce Marvel Cinematic Universe przedstawiała się raczej… niemrawo. Po tych wszystkich znanych bohaterach mieliśmy przyszykować się na Strażników Galaktyki. Można było się tylko podrapać po głowie i powiedzieć „Na co? Strażnicy czego?„.



Pamiętam, że wybrałem się na „ten zapychacz”, jak to inni mówili, wiedząc bardzo mało. Obejrzałem kilka zwiastunów i sądziłem, że ci cali Strażnicy Galaktyki zapowiadają się całkiem nieźle.

To naprawdę niesamowite, jak przez te trzy lata wszystko się zmieniło. Kiedyś nieznani herosi Marvela dzisiaj są arcyważnym filarem tego uniwersum. Niszowy reżyser James Gunn stał się swoistym guru fanów ekranizacji komiksów. Nie ma co się zresztą dziwić. Stworzył moim zdaniem najlepsze dzieło MCU, niepodobne do niczego innego.

Moje oczekiwania wobec sequela…

Pierwsi Strażnicy Galaktyki odświeżyli powoli stającą się monotonną franczyzę. Kosmiczny film science fiction osadzony w specyficznym klimacie lat osiemdziesiątych, niesamowita muzyka czy cudowny humor były jednym z wielu powodów, dlaczego twór Gunna został tak świetnie przyjęty. Jednak najmocniejszą stroną oryginalnych Guardians of the Galaxy byli rewelacyjnie napisani bohaterowie. Peter Quill, Gamora, Drax, Rocket i Groot zawładnęli sercami fanów.

Wczoraj wreszcie mogłem wybrać się na kontynuacje mojego ulubionego filmu Marvel Studios. Często mówi się, że sequel zawsze będzie gorszy od oryginału. Ze Strażnikami Galaktyki vol. 2 jest inaczej. „Dwójka” to po prostu powtórka z rozrywki – w dobrym tego słowa znaczeniu. Wytłumaczę dokładnie o co chodzi.

Pseudorecenzenci, oglądający filmy tylko po to, by wyszukiwać wady, uważają, że Guardians of the Galaxy vol. 2 jest kalką pierwowzoru, co dla nich jest gigantyczną wadą. Czytając takie recenzje można tylko głośno westchnąć.

Gdy szedłem na sequel Strażników Galaktyki w głowie miałem jedno – „jestem przyszykowany zobaczyć więcej tego, co podobało mi się w pierwszej części„. Dzięki takiemu myśleniu dostałem to, czego oczekiwałem. Naprawdę nie wiem, do czego piją ci „recenzenci”. Skoro narzekają na to, że kontynuacja przypomina oryginał to czego się spodziewali? Nagłej zmiany tonu? Braku humoru?

Jeśli będziecie szli na Strażników Galaktyki vol. 2 z niewygórowanymi oczekiwaniami, to na pewno się nie zawiedziecie.

I am Groot Strażnicy Galaktyki 2 to kosmiczna zabawa dla czterdziestolatków.

Pierwsza część opowiadała o matce, druga skupia się na ojcu

Fabuła dzieła Jamesa Gunna z 2014 roku skupiała się na przedstawieniu bohaterów i zjednoczeniu się ich. Poza ratowaniem wszechświata przed Ronanem, całkiem duża część filmu przytaczała nam genezę Petera Quilla. Dowiedzieliśmy się, jak duży wpływ na bohatera wywarła jego mama, która zmarła na nowotwór. Kilka minut po tym wydarzeniu chłopak został porwany z Ziemi przez Yondu i stał się Starlordem.

Sequel odkrywa drugą część historii postaci, w którą wciela się Chris Pratt. Po pierwszych minutach wspaniałego humoru i wartkiej akcji naszą uwagę skupia Kurt Russel w roli Ego, ojca Petera Quilla. Od Comic-Conu 2016 wiedzieliśmy, że twórcy Strażników Galaktyki vol. 2 zdecydowali się połączyć postać J’sona, oryginalnego taty Starlorda z komiksów oraz Ego, Żyjącej Planety. Tak… ojciec Petera jest planetą.

Strażnicy Galaktyki oczywiście po raz drugi postarają się uratować galaktykę. Wydaję mi się, że zrobili to teraz w jeszcze lepszym stylu.

Filmowe produkcje z MCU mają jedną wadę – twórcy nie potrafią napisać ciekawych wrogów. W zasadzie przed Strażnikami Galaktyki vol. 2 udało im się to tylko raz. Jedynie Loki odgrywany przez Toma Hiddlestone’a był wyrazistą postacią. To samo tyczyło się pierwszej odsłony Guardians of the Galaxy. Zaprezentowany szerszej publiczności w 2014 Ronan Oskarżyciel był niesamowicie miałkim złoczyńcą. Niebieski namolny towarzysz Thanosa z jakiegoś powodu chciał użyć Kamień Nieskończoności do niszczenia planet. W Volume 2 antagonista, choć ma podobny cel, to zdaje się być wielowarstwową postacią, co bardzo mi się spodobało. Nie mogę jednak powiedzieć kim jest ów antagonista, bo w dużym stopniu zdradzi to fabułę.

Bohaterowie i humor, czyli najmocniejsze strony filmu

Wczoraj siedziałem w kinie z ciągłym uśmiechem na twarzy i co chwila parskałem ze śmiechu. Pokuszę się o stwierdzenie, że dowcip w Strażnikach Galaktyki vol. 2 jest jeszcze lepszy niż w „jedynce”. Składa się na to wiele czynników.

Po pierwsze, wspaniali bohaterowie. Chris Pratt w roli Petera Quilla zdaje się tutaj grać jeszcze luźniej niż w pierwszej odsłonie, co poprawia walor komediowy jego występu. Bradley Cooper jako Rocket znów wymiata, tworząc jedną z najciekawszych postaci tego uniwersum. Nie mogę doczekać się spotkania Rocketa z Tony’m Starkiem 😉 Baby Groot, bardziej dzięki animatorom niż Vin Dieselowi, jest niezwykle jasnym punktem tej produkcji. Bałem się, że zwiastuny pokażą mi cały występ Groota w Strażnikach Galaktyki vol. 2, ale na szczęście, tak nie było. Nie rozśmieszał mnie może fakt, że małe drzewko tańczy, ale bardziej zaangażowanie i szczęście, jakie wymalowane były na jego twarzy. Koniecznie skupcie się na tym detalu przy scenach z Baby Grootem. Przejdźmy teraz do Gamory – jeśli podobała Wam się ona w pierwszej części to na pewno Zoe Saldana znów sprawi, że uśmiech zagości na Waszej twarzy.

Myślę, że z całego składu „oryginalnych” Strażników Galaktyki najbardziej w tej części spodobał mi się niewspomniany jeszcze Drax. Dave Bautista tchnął w tą postać tyle humoru, że stał się moim ulubionym komediowym aktorem tego filmu.

Drax zyskuje jeszcze więcej, dzięki temu, że do grupy Strażników Galaktyki dołączą kolejne postaci. Między nim, a antyspołeczną Mantis (Pom Klementieff), istnieje gigantyczna chemia. Zdecydowanie Mantis, która potrafi wyczuwać i lekko wpływać na uczucia innych, jest świetnym nowym dodatkiem dla drużyny. Równie dobrze w tej paczce odnajdują się Yondu i Nebula. Michael Rooker jako niebieski kosmita znacznie rozwinął swojego bohatera z pierwszej części. Karen Gillan w roli Nebuli również przechodzi zmianę. Z bycia średnim antagonistą z „jedynki” staje się dającą się lubić bohaterką „dwójki”.

To świetnie napisane szkice protagonistów sprawiają, że Strażników Galaktyki vol. 2 ogląda się tak dobrze. Scenarzyści filmu odwalili kawał dobrej roboty pisząc tak świetne dowcipy. Chociażby z tego powodu warto wybrać się na tę produkcję do kina.

Cudowna muzyka

Pisząc tę recenzję cały czas przesłuchuję soundtrack z tego filmu. Jejku… jaki on jest genialny.

Fox on the Run zespołu Sweet, The Chain grupy Fleetwood Mac czy Wham Bam Shang-A-Lang Silver nadają filmowi podobny klimat, co pierwszej części. Trzeba przyznać, że James Gunn, który samodzielnie wybierał tę ścieżkę dźwiękową, zna się na muzyce.

Jestem bardzo zadowolony

Uważam, że dostałem sequel idealny. Oglądając Strażników Galaktyki vol. 2 nie czułem oczywiście takiego szoku, jak przy pierwszej części, ale przecież tym razem wiedziałem, czego się spodziewać.

Był to film, przy którym nieźle się uśmiałem (chyba nawet bardziej niż przy „jedynce”) i podczas połowy seansu nie pomyślałem „Kiedy to się kończy?„, jak to ostatnimi czasy zdarza mi się bardzo często podczas oglądania blockbusterów.

Na koniec chciałem przypomnieć jedną rzecz – proszę, nie porównujcie Strażników Galaktyki do Logana (którego recenzję możecie przeczytać TUTAJ). Jedynym aspektem, który łączy te dwie produkcje jest wydawnictwo komiksowe, na których te filmy zostały zekranizowane. Serio.

Wszystkie zapowiedziane filmy Marvel Studios:

Trzecia faza:

  • Strażnicy Galaktyki vol. 2 (w reżyserii Jamesa Gunna) – 5 maja 2017 roku [wszystkie newsy] [recenzja]
  • Spider-Man: Homecoming (Jon Watts) – 7 lipca 2017 roku [wszystkie newsy]
  • Thor: Ragnarok (Taika Waititi) – 3 listopada 2017 roku [wszystkie newsy]
  • Czarna Pantera (Ryan Coogler) – 16 lutego 2018 roku [wszystkie newsy]
  • Avengers: Infinity War (bracia Russo) – 4 maja 2018 roku [wszystkie newsy]
  • Ant-Man and the Wasp (Peyton Reed) – 6 lipca 2018 roku
  • Kapitan Marvel (jeszcze nie zapowiedziano)- 8 marca 2019 roku [wszystkie newsy]
  • Niezatytułowany film Avengers (bracia Russo) – 3 maja 2019 roku

Niezapowiedziana faza (Czwarta Faza):

  • sequel Spider-Man: Homecoming – 2019 rok
  • Strażnicy Galaktyki vol. 3 (James Gunn) – ? [wszystkie newsy]

Star Wars The Last Jedi recenzja. Moc jest silna. (bez spojlerów)

Blade Runner 2049 recenzja widziana starszym okiem.