Kiedy komendant Jim Hopper wyłączył Nastce telewizję pomyślałem witaj w moich latach 80-tych. Stranger Things to dobry serial, potrafi łączyć pokolenia.
Niby nic się nie dzieje, a dzieje się wiele. Spokojnie nie zamierzam spojlerować serialu. Każdy ogląda w swoim tempie. Do oglądania Stranger Things można podejść, jak do zrozumienia Ogra. Pisałem o tym ostatnio. Każda kolejna warstwa ma swoją moc i znaczenie. Dla każdego pokolenia inne.
Z jednej strony emocje, thriller i niezbadane sprawy, które zawsze mieliśmy nadzieję odkryć. Tak piszę ten tekst z punktu widzenia 40-latka. Z drugiej strony lata 80-te, czyli:
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
Nie zaburzony błędów przypomnieniem,
Nie podkopany nadziei złudzeniem
Oglądam i nie wiem co bardziej mnie ekscytuje. Obraz tamtych czasów czy emocje na ekranie. Podążam szlakiem wyznaczonym przez braci Duffer i wpadam całkowicie w historię, którą malują w swoim obrazie. Jednocześnie patrzę na wszystko z perspektywy kogoś, kto tam był, albo marzył, żeby tam być.
Stranger Things 2 Pewex dla czterdziestolatków
Lata 80-te widziane przez pryzmat Stranger Things wyglądają jak Pewex dla czterdziestolatków. Ten świat, tak bliski z jednej strony, wydaje się być nadal zamknięty za sklepową szybą.
Pewex był rodzajem muzeum, pewnym łączem, które spajało nas z normalnością, dowodem na to, że nie jesteśmy porzuconymi we wszechświecie pariasami. Mogliśmy wejść i napawać się pięknem zgnilizny moralnej, upadającego zachodu. A ten upadał i gnił setkami kolorowych opakowań, do których wyrywały się nasze oczy.
Zbierałem kasę, żeby wymienić ją na bony towarowe PeKaO, taką namiastkę zielonych. Mając je w kieszeni mogłem wejść do Pewexu, juz nie jako zwiedzający. Byłem klientem kupującym kasetę BASF, TDK, albo SONY. Na więcej nie było mnie stać. Przy okazji wciągałem nosem zapach cukierków, przymierzałem wirtualnie dżinsy i wiedziałem, że kiedyś ta wieża Technicsa będzie moja. Po zakupach wskakiwaliśmy do Halki, starego, łódzkiego kina na jakiś film. Nasz Demogorgon egzystował w wieczornych rozmowach rodziców. Czasem mam wrażenie, że powrócił ostatnio kijankowym kształtem dobrej zmiany.
Raz na jaaaakiś czas lubiłem zaszaleć. Oni zawsze pytali: bony… zielone… ? Przelicznik złotówek na bony i zielone bardzo się różnił. Zielone! No dobra dzieciaku masz. Miałem po prostu ochotę wejść i zapłacić za kasety prawdziwą kasą. Chciałem przez chwilę potrzymać te dwa dolary i wydać je, ot tak, jakbym robił to codziennie. W końcu my byliśmy po tamtej stronie upside-down. Przez ten jeden moment zaglądałem do normalności.
Stranger Things – serial telewizyjny
Bracia Duffer zadziwiają mnie. Metrykalnie ich „krajem lat dziecinnych’ powinny być wczesne lata 90-te. Pokazują genialnie obraz tamtej rzeczywistości. Z naszej perspektywy nieco Pewex-owskiej. Do tego muzyka, która doskonale uzupełnia filmowe sekwencje i wydarzenia. To co istotne w drugim sezonie to fakt, że czujemy się tak jakby ten pierwszy się nie skoczył.
Kiedy oglądam kolejne sekwencje przygód ekipy dzieciaków, mam wrażenie, że razem z Bolkiem, Przemkiem, Robertem i Grześkiem byliśmy po drugiej stronie. Mój osobisty film jest jak negatyw Stranegr Things. Swoją drogą warto zobaczyć jak dobre były lata 80-te z perspektywy zachodu. Ile bym dał wtedy za model Sokoła Millenium, za stroje z Ghost Busters czy krótkofalówki.
Jedno co łączy moje pokolenie z tym ukazanym w filmie, to fakt wspólnoty jaką odczuwaliśmy na podwórku. Byliśmy paczką kumpli, którzy spędzali ze sobą większość czasu. Raz wymyślając zwariowane zabawy, kiedy indziej siedząc na trzepaku.
To tyle wspomnień sprzed lat, wywołanych Stranger Things. Tymczasem lecę do mojego telewizyjnego Pewexu, po kolejne trzy odcinki.
Na co dzień gada i gra na antenie MUZO.FM Czasem kiedy nie gada lubi coś napisać :).