Jedi

Star Wars. Opowieści Jedi: Dawni rycerze – recenzja

Okres Starej Republiki, dziejący się tysiące lat przed filmową sagą, jest niezwykle ciekawym elementem Gwiezdnych Wojen. Polecamy zapoznać się z komiksem, który jako pierwszy wprowadził go do ówczesnego kanonu.

Dawno, dawno, cztery tysiące lat temu…

Był to rok 1993. Na amerykańskich sklepowych półkach pojawił się pierwszy zeszyt komiksu, który jako pierwszy cofnął się do tak odległej przeszłości. Tom Veitch – scenarzysta większości historii z serii Opowieści Jedi – zaskoczył swoimi pomysłami oraz znacznie wpłynął na uniwersum George’a Lucasa. Niedawno wydany przez Egmont album zawiera pierwszą historię z jego najpopularniejszego cyklu zatytułowaną Dawni rycerze Jedi. Składają się na nią dwie, powiązane ze sobą, opowieści.

O wojnie w układzie Onderon

W czasach przedstawianych przez Veitcha galaktyka nie jest jeszcze tak dobrze zbadana. Podróże w nad przestrzeń są zupełną nowością, a duża część planet dopiero odkrywa loty w kosmos. Jednym z takich światów jest Onderon. Jeszcze do niedawna, zanim udało się nawiązać z kimś kontakt, był odizolowany od reszty wszechświata. Mieszkańcy tego systemu mieli ciężką przeszłość. Atakowani przez groźne, skrzydlate bestie, porzucili swoje prymitywne życie, by ćwiczyć walkę i zbudować, otoczone murami, ogromne miasto Iziz. Bezpieczeństwo nie trwało długo, ponieważ wygnani na pewną śmierć przestępcy zdołali ujarzmić potwory rozpętując wojnę. Trzej młodzi rycerze Jedi, zgłębiający wiedzę u wielkiego mistrza Arka, zostają wysłani, by pokojowo rozwiązać, trwający od setek lat, konflikt. Ulic razem z bratem Cay’em i Twi’lekiem Tottem zmierzą się nie tylko z waśnionymi stronami, ale i z przenikającą planetę ciemną stroną mocy.

swlstr

Historia jest krótka, bo opisana w dwóch zeszytach, ale na prawdę wciągająca. Urzekła mnie wizja niebezpiecznego Onderona, z początku zacofanej planety, która ma wiele wspólnego z prawdziwym światem. Na Onderonie, tak samo jak kiedyś na Ziemi, żyją ludy koczownicze, które z biegiem lat nauczają się wytwarzać przedmioty. Nie wspominając nawet o zbrojach wojowników inspirowanych pancerzami Hoplitów czy Samurajów. Uzyskano ciekawy efekt, niczym nie przypominający „współczesnych czasów” i dający do zrozumienia, że galaktyka nie stoi w miejscu pod względem technologicznym.

Obecność zwrotów akcji powodowała, że pierwszą misję Ulica Quel Dromy śledziłem z niemałym zainteresowaniem. Fabuła komiksu nie opowiada jedynie o kolejnej bitwie między dobrem, a złem. Ma do zaoferowanie bardziej złożony wątek. Podobał mi się również klimat panujący w starannie strzeżonym mieście. Scenarzyście udało się świetnie oddać tą złowrogą atmosferę napędzaną siłą ciemnej strony mocy. Przez całą lekturę czułem, że coś tu jest nie na miejscu.

Główni bohaterowie pierwszej opowieści mają ciekawe charaktery i tworzą zgrane, dopełniające się trio. Unlic już od pierwszych stron swoją postawą prezentuje osobę o dobrym sercu, lecz która przez arogancje jest idealnym kandydatem na upadłego Jedi. Tott Doneeta, to bardziej pokorna i stonowana istota, zapowiadająca się na wielkiego mistrza. Natomiast Cay Quel Droma swoich charakterem znajduję się gdzieś po środku Unlica i Totta.

O podróży z cennymi kryształami Adegańskimi przez przestrzeń kosmiczną

swlkom

Andur Sunrider, razem ze swoją żoną Nomi oraz córką Vimą, wyrusza w podróż, by przekazać drogocenne kryształy swojemu przyszłemu mistrzowi Thonowi. Jednak okazuje się, że to Nomi ma większy potencjał w staniu się mistrzynią Jedi. Pomimo braku chęci do używania miecza świetlnego dopełnia swojego przeznaczenia i przyjmuje nauki od Thona.

Od pierwszych stron wydaje się, że jest to odrębna historia nie mająca nic wspólnego z poprzednią, jednak rozgrywa się w podobnym czasie. Podobnie jak przy misji na Onderonie czuć, że mamy do czynienia z odległą przeszłością. Interesującym elementem był nietypowy sposób na poruszanie się po galaktyce pozwalający na zachowanie bezpieczeństwa. W opowieści o rodzinie Sunrider częściej zmieniamy lokacje, mamy szersze spojrzenie na ówczesną rzeczywistość, choć tutaj wiele się nie zmieniło. Poza szkoleniem nowych Jedi u mistrza Thona, wpleciono wątek łowców nagród pracujących dla Hutta Boggi. Zainteresowanie władcy przestępczego półświatka skupiło się na kryształach Adegańskich, co doprowadziło do ciekawej konfrontacji.

Nomi Sunrider jest jedną z bardziej wyróżniających się postaci w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Unlic, Cay i Tott byli ciekawymi bohaterami, jednak nie mieli tak przejmującej historii jak Nomi. Droga, którą musi przejść nie jest łatwa, a sama nawet nie aspiruje na bycie wielką wojowniczką. Uważam, że jej wielowymiarowość można porównać do tej, którą cechował się Luke Skywalker. Fakt ten znacznie wybija Dawnych rycerzy Jedi pośród innych komiksów spod znaku Star Wars i sprawia, że nie raz będę chciał powrócić do tej bohaterki.

Fabuła jest doskonała, choć z rysunkami jest trochę inaczej

beast_riders

Za ilustracje w tych pięciu zeszytach odpowiedzialny jest całkiem pokaźny skład. Christian Gosset, Janine Johnston oraz David Roach zrobili rysunki, z których oceną mam niemały problem. Część kadrów prezentowało się nieźle, ale większość z nich miały pewne mankamenty. Najbardziej doskwierało mi cieniowanie użyte przez obu panów, które momentami powodowało u mnie trudności z szybkim ogarnięciem co dzieje się na danej stronie. Na kadrach panował zbyt duży chaos, być może przez kolorystykę, która powodowała, że wiele rzeczy mi się ze sobą zlewało. Lepiej natomiast prezentowały się prace artystki Janine Johnston, której kreska była subtelniejsza. Niestety jej ilustracje zagościły jedynie w pierwszym zeszycie komiksu o rodzinie Sunrider.

Rysunki mogły wydawać się trochę odpychające, lecz z drugiej strony czułem pewien sentyment, przypominający mi stary magazyn Egmontu Gwiezdne Wojny Komiks i historie w nim drukowane z końcówki lat 90. Aczkolwiek pomimo nie najładniejszej oprawy graficznej wciąż warto sięgnąć po Star Wars. Opowieści Jedi: Dawni rycerze. Scenariusz Toma Veitch’a jest na tyle dobry, że rysunki nie powinny Was od niego odstraszyć.

Podsumowując…

Wybranie tego komiksu do cyklu Star Wars Legendy było świetną decyzją. Historii rozgrywających się w czasie Starej Republiki jest zdecydowanie za mało. Niestety do momentu kiedy Disney wprowadzi ten okres do obecnego kanonu nie poznamy nowych opowieści. Jestem ciekaw jak potoczą się dalsze losy bohaterów, więc liczę, że wydane zostaną kolejne komiksy z serii Opowieści Jedi. Miło było przenieść się do miasta Izis i księżyca Dxun, które do tej pory znałem z gry komputerowej Star Wars: Knights of the Old Republic II – The Sith Lords 🙂

Z ciekawostek warto wiedzieć, że skonfliktowana planeta pojawiła się również w serialu Star Wars: Wojny klonów oraz pochodzi z niej Saw Gerrera, którego ujrzymy już wkrótce w filmie Łotr 1. Gwiezdne Wojny – historie.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.