Sorry Boys w Palladium

Sorry Boys w Palladium, czyli Szefowa i Chłopaki

reklama

Jeszcze wibruje muzyka. Jeszcze nie opadły emocje piątkowego spotkania z muzyką Sorry Boys, a trzeba podzielić się tym wszystkim, co wydarzyło się w Palladium. Już na samym starcie Roma Tour rozwija skrzydła.

Sorry Boys w Palladium. Oj jak ciężko pisać o występach przyjaciół. Ludzi, których znasz z codzienności. Z tych zwykłych rozmów, kiedy nie trzeba być przypudrowanym, ułożonym i zrobionym. Kiedy świat nie nasłuchuje, co sobie tam mówimy. Jeszcze trudniej opisać pewne zjawiska, kiedy nagle okazuje się, że Ci kumple to fantastyczni artyści. Stoisz na sali i widzisz ich przepiękną metamorfozę sceniczną i myślisz – to na prawdę oni.

Mam możliwość zobaczyć cudowne sacrum i zwyczajnie piękne profanum, to dopełnia całości obrazu. Pozwala aby empatycznie przekuć myśli i dźwięki w słowa.

Jeśli chciałbym, w tych kilku słowach, napisać recenzję powinna brzmieć tak. Sorry Boys już dawno powinni rozdawać pokoncertowe autografy w europejskich  i nie tylko, europejskich salach. Ich muzyka wymyka się zwykłym ocenom, odbija się w niej wszystko co najlepsze znaleźć można na świecie. Nowoczesne brzmienia doskonale łączą się z umiejętnie dawkowaną tradycją, ukłonem w kierunku przeszłości. Zwiewne melodie zamykają się w niebanalnych aranżacjach, nie tracąc przy tym popowego powabu.

Tymczasem na scenie całe światła na Belę, chociaż sama zainteresowana wymyka się z ich objęć w szalonym tańcu, albo kiedy chce powiedzieć kilka ważnych słów. Tomek toczy wojnę z gitarami, cały drży, wibruje usidlając kolejne dźwięki. Wydaje się, że nawet kable nie są w stanie przerwać transmisji jego riffów. Uspokaja się kęcąc lirę korbową. Maciek nadaje blasku, poszczególnym kawałkom, nieoczywistymi uderzeniami, które odróżniają artystę od bębniarza. Sprawia, że rytm nabiera nowego znaczenia.

Ten rytm nie przeszkadza Bartkowi. Schowany w swoim tańcu, między dźwiękami, które wypełniają inne dźwięki, w głębszym rytmie. Dzięki rozmowie z nim odkryłem na nowo szaleństwo stoicyzmu Billa Wymana i ekspresji Russella Leetcha, dowiadując się o nutach między nutami. Nad wszystkim góruje Piotrek, rozdający na lewo i prawo szerokie uśmiechy. Wydaje się być szczęśliwy każdym akordem. Dotknięciem klawiszy i gitarowym pejzażem rysowanym elektrycznym smyczkiem.

Pani Apolonia przez chwilę przybliża młodość do prawdy, takiej bez social mediów i popkulturowego erzacu. Stoi i jest. Zaklina te kilkaset sekund w wieczność, z której czerpie swoją siłę. Tą siłą pokoleń są dzisiaj głosy schowane pod nieboskłonem sceny. Soul Connection Gospel Group, który kilkukrotnie dopełnia siły scenicznego przekazu.

Wiadomo kto rządzi na scenie. Szefowa jest jedna. Tańczy, śpiewa, dyryguje, staje się każdą piosenką. Gdyby przenieść ją do świata Marvela byłaby koncertową superbohaterką, której moce ujawniają się w świetle jupiterów. Bela wnosi ten magiczny pierwiastek muzycznego szaleństwa, który zamienia zwyczajny koncert w piękne przedstawienie.

Jeśli miałbym przyczepić się do czegoś. Wydąć wargi jak rasowy krytyk i rzec coś z piedestału, to zakrzyknąłbym: Hej czemu tak mało kawałków z pierwszej płyty! I tyle uwag :).

Nie napiszę więcej bo google nie lubi długich tekstów. W czasach kiedy ludzie ograniczają swój kontakt ze słowem pisanym do krzykliwych nagłówków, kiedy media hołdują plebejskim gustom promując miernotę i prostactwo warto zatrzymać się na kilka chwil. Posłuchać muzyki Sorry Boys, a jeszcze lepiej wpaść i spotkać się z ich magią na żywo. Będą ku temu okazje. Roma tour dopiero staruje.

Sorry Boys w Palladium

Sorry Boys w Palladium