Oscary 2019. Kto zwycięży? Co wiemy po nominacjach.

Oscary 2019. Czy nominacje Amerykańskiej Akademii spełniły nasze oczekiwania i przewidywania?

Od wtorku 22 stycznia znamy już wszystkie nominacje do nagród , które zostaną uroczyście wręczone 24 lutego w Dolby Theatre w Los Angeles. Najwięcej bo aż po 10 zdobył film „Roma” Alfonso Cuarona i „Faworyta” Yorgosa Lathimosa. My cieszymy się z historycznych, aż 3 nominacji dla „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego. 

Czy te nominacje spełniły nasze oczekiwania? Czy będziemy zastanawiać się, które wybory były trafne? Czy znów będziemy grzmieć, że pominiętych zostało kilka wartościowych filmów, ról, prac reżyserów, operatorów zdjęć czy scenarzystów?

Oscary 2019.Czy Roma zasłużyła na aż 10 nominacji?

W końcu czy film „Roma” zasłużył na aż 10 nominacji? Na ile Oscarów ma szansę? Do tego powracające co roku pytanie o to czy Akademia nie popełnia błędu nominując naszym zdaniem małowartościowe filmy, albo czy rola w danym filmie powinna być nominowana w kategorii drugoplanowej czy pierwszoplanowej? Od wtorku wszystkie te pytania pojawiają się w mojej głowie.

roma recenzja

Myślę, że w tym roku nominacje były dość przewidywalne, ale jednocześnie pojawiło się parę niespodzianek. W kategorii najlepszego filmu wszystkich nominacji się spodziewaliśmy, ale czy nie budzą one naszego lekkiego zdziwienia?

Cały czas zastanawiam się nad nominacjami dla filmu „Black Panther”. Czy to jest film wybitny? Nie wiem, trudno mi o tym pisać, bo ja już kilka lat temu zostałem totalnie zmęczony przez wszystkie pojawiające się w kinie adaptacje komiksów. Nie będę więc obiektywny.

Czuję tylko, że jest to odpowiedź na coraz większą potrzebę nominowania filmów z pierwszych pozycji box – office’ów, czyli filmów bardzo popularnych. Myślę, że jest to pokłosie chęci Akademii wprowadzenia nawet specjalnej kategorii dla tych produkcji i honorowania ich statuetką Oscara.

No cóż takie jest dzisiejsze kino. Ale chyba też nie chodzi o to, aby scena z „Nagiej broni 33 1/3 – Ostateczna zniewaga” stała się rzeczywistością – dodano 72 kategorie, m. in. za najlepszą rolę w filmie o Kolumbie. Zastanawia mnie także nominacja w tej kategorii dla „Bohemian Rhapsody” Bryana Singera.

Pisałem tydzień temu, że nie jestem entuzjastą tego filmu, bo niestety dużo mu brakuje, aby można go nazwać filmem wybitnym. Chyba mamy znów do czynienia z chęcią aby wśród nominowanych były filmy popularne. Spowodowane to także zostało tym, że w tej kategorii od roku 2010 mamy więcej niż 5 nominacji.

Oscary 2019. Kogo pominięto

Kilka filmów zostało pominiętych jak chociażby „First Man” Damiena Chazelle’a z wspaniałymi rolami Ryana Goslinga i Claire Foy, czy „Powrót Bena” Petera Hedgesa z cudowną Julią Roberts i coraz lepszym Lucasem Hedgesem. Dziwi także brak faworyta krytyków czyli „First Reformed” Paula Shradera z wybitną kreacją Ethana Hawke, ale może w Hollywood mody się zmieniają szybciej niż mogłoby się wydawać i film miałby więcej szans, gdyby pojawił się np. 3 lata temu.

No i oczywiście „Roma” – film podwójnie nominowany w dwóch kategoriach najlepszego filmu i najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Czy takie podwójne nominowanie jest zasadne? Chyba trzeba by pochylić się nad regulaminem nagrody, a Akademia na pewno powinna się nad tym głęboko zastanowić. Dziwię się tylko, bo Akademia ma możliwość nominowania nawet dziesięciu filmów i dlaczego nie skorzystała z tej możliwości, żeby powyższe filmy mogły szczycić się nominacją oscarową. 

Oscary 2019. Co z nominacjami aktorskimi?

Nominacje do męskich ról pierwszoplanowych spełniły moje oczekiwania i tylko tu tak naprawdę mogę żałować, że nie może być więcej niż 5 nominowanych, bo dołożyłbym nominację dla Ryana Goslinga i Ethana Hawke. Co do ról pierwszoplanowych kobiecych, to mam dwie duże wątpliwości. Pierwsza brak nominacji dla Emily Blunt. W minionym roku Emily obdarzyła nas dwiema wspaniałymi kreacjami, które powinny zostać zauważone praz Akademię. Chodzi o role w „A Quaiet Palce” i „Mary Poppins Returns. Drugą jest brak nominacji dla Julii Roberts za „Powrót Bena”.

Po cichu też liczyłem na uhonorowanie nominacją Joanny Kulig, ale mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś to nastąpi. Dziwi na pewno nominacja dla Yalitzy Aparicio, ale to bohaterka filmu „Roma” i to tylko dlatego, bo moim zdaniem rola nie jest aż tak wybitna, jak np. rola Joasi Kulig, czy Julii Roberts. 

Role drugoplanowe. W kategorii męskiej prawie ze wszystkim się zgadzam, ale na miejscu Sama Elliotta chętniej zobaczyłbym Lukasa Hedgesa albo Timothee Chalameta za „Beautiful Boy”. Większe emocje budzi u mnie jednak nominacja dla Mahershala’ego Ali za film „Green Book”, która najprawdopodobniej za miesiąc zmieni się w statuetkę Oscara. Rola ewidentnie pierwszoplanowa a nominowana w kategorii drugoplanowej.

Już od kilku lat zderzamy się z tym problemem, że role pierwszoplanowe nominowane, a potem nagradzane są w kategorii drugoplanowej. Mieliśmy takie sytuacje wielokrotnie, chociażby Christoph Waltz za „Django” czy „Bękarty wojny”, czy dwa lata temu Viola Davis za „Fences”. To chyba już taki zabieg producentów, żeby te charakterystyczne role zgłosić do kategorii drugoplanowej, a wtedy możemy liczyć na nagrodę.

Jak można porównać kreację Violi Davis, która na ekranie nie ma konkurentki i jest ewidentnie rolą pierwszoplanową (nawet jest więcej na ekranie niż Danzel Washington), z nominowaną tego samego roku rolą Michelle Williams w „Manchester By The Sea”, gdzie na ekranie widzimy ją całe 7 minut i wypowiada może z 15 kwestii? Jedna, i druga rola jest dla mnie wybitna.

Niestety Viola zdobyła ogromną przewagę nad Michelle, bo jest dłużej na ekranie i przez to chcąc nie chcąc lepiej ją zapamiętujemy. Choć dla mnie scena w której Michelle przypadkowo spotyka Caseya Afflecka była godna Oscara 2017. Tu Akademia powinna też pomyśleć o wprowadzeniu jakiś regulacji. Najlepiej chyba takiej jak w sportach walki, bo w tym wypadku nie zawsze Dawid wygrywa z Goliatem.  W kategorii kobiecej rozczarowuje najbardziej brak nominacji dla Claire Foy za „First Man”, za to dziwi tu obecność Mariny de Taviry. Ale czy na pewno? Przecież dostała nominacje za „Romę”. 

Oscary 2019. Czy Zmina wojna wygra z Romą?

Co do reżyserii to chyba nie mam tu zastrzeżeń i bardzo się cieszę z pierwszej nominacji dla Pawła Pawlikowskiego. To samo dotyczy zdjęć i drugiej już nominacji dla Łukasza Żala. Mam nadzieję, że w niedzielną noc 24 lutego będziemy cieszyć się nie tylko z nominacji, ale także z nagród. Taką mam nadzieję. Powoli przechodzę do clue, czyli do nominacji za film nieanglojęzyczny.

Czy „Zmina wojna” wygra z „Romą”? Kto wyjdzie zwycięsko z tej rywalizacji? Serce i dusza podpowiada mi, że polski film będzie cieszył się z nagrody. I widzę tu małą szansę dla filmu Pawlikowskiego. Zakładając, że członkowie Akademii, którzy zagłosują w głównej kategorii na „Romę”, mogą swoje głosy w kategorii filmu nieanglojęzycznego oddać na „Zimną wojnę” i wtedy nagroda jest nasza. 

Czy jednak przypadkiem to nie „Roma” będzie wielkim zwycięzcą tegorocznych Oscarów? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że chyba tak. Niestety zadecydują o tym warunki nieartystyczne. Już same 10 nominacji to wynik promocyjno-PR-owskiej akcji Netflixa, który zaangażował wielkie środki aby jak najlepiej pokazać swoją produkcję.

Myślę, że teraz zrobi wszystko, aby film zdobył jak najwięcej nagród. Kolejną sprawą, jest to, że Cuaron jest w Hollywood dużo bardziej rozpoznawalny i znany niż np. Paweł Pawlikowski. No i na pewno duży wpływ na podejmowane decyzje przez członków Akademii będzie miała obecna sytuacja polityczna w USA.

Wiemy dobrze, że większość środowiska filmowego nie darzy sympatią prezydenta Trumpa i podejmowanych przez niego decyzji, m. in. w sprawie muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. I to właśnie może też bardzo wpływać na głosowanie na film wyprodukowany przez meksykańskich braci.

Te wszystkie przesłanki podpowiadają mi, że rok 2019 będzie rokiem niewybitnego filmu Alfonso Cuarona. Przeczucie i historia mówi mi, że tak właśnie będzie. Choć chciałbym, aby ten rok był zapamiętany jako rok „Zimnej wojny”.