Morphine. Uzależnij się

Poszukiwania muzyki na youtubie, te powodowane nudą sprawiają, że człowiek jest w stanie odkryć prawdziwe perełki. Jedną z nich jest zespół Morphine. Dobry do słuchania o każdej porze, jednak najlepszy jest zdecydowanie nocą.

Czasem nie potrafię sobie przypomnieć po co jest to wszystko. Ta cała kultura, te tabuny osób w internecie, na okładkach pism, szczerzące się na plakatach w Empikach. Czasem zapominam czemu ludzie wydają ciężko zarobione pieniądze na te cholerną kulturę. Po co ludziom jest radio, po co jest telewizja. Książki? Chyba tylko, żeby zapchać czymś te puste regały.

Zapominam czasem o takich rzeczach. O rzekomych wartościach, które odróżniają nas od małp. O wrażliwości, przekazie, oddaniu się artysty w ręce innych ludzi. Wiesz, czytelniku, zapominam o tym nagminnie, ale potem traf chce, że trafiam na artystów, którzy przywracają mi wiarę w to, co robią.

Czasem ten przebrzydły traf podsuwa mi przed oczyma twórczość różnych artystów. I tak, całkiem przypadkiem, nieoczywistym dosyć, trafiłem na zespół Morphine. Muzykalne trio. Zarówno osobowo, jak i rodzajowo, bo łączyło w sobie trzy najbardziej seksowne gatunki muzyczne, jakie powstały na tej ziemi: rock, jazz i blues.

Krótka historia Morphine

Zespół zakończył swoją działalność prawie 17 lat temu, po śmierci Marka Sandmana – założyciela i autora tekstów. Mimo że grali wiele lat temu (z perspektywy młodego człowieka prawie 20 lat to dużo ;]), zachowała się w tej muzyce jakaś tajemnicza siła, która porywa słuchacza w nieznane dotąd regiony. Nazwa zespołu chyba powstała nieprzypadkowo, bo strasznie ciężko jest oderwać się od tego zespołu, dużo łatwiej uzależnić. A jego muzyka koi, koi cały ból wokół i pozwala oderwać się od zwykłej, szarej rzeczywistości. W dźwiękach ich piosenek, w moim odczuciu, stale przewija się jeden motyw – namiętność. Panowie z Morphine wyczyniali cuda tymi instrumentami i na całe szczęście efekty tych prac możemy przeżywać do dziś. Piszę specjalnie „przeżywać”, bo jakoś nie wyobrażam sobie jedynie słuchać takiej muzyki.

Gitara, saksofon, perkusja – trzy składniki wielkiego, muzycznego sukcesu. Nie w rozumieniu komercyjnym, uchowaj boże, ale właśnie w tym muzycznym. W tym prawdziwym, który sprawia, że muzykę się czuje, a nie jedynie kupuje czy ściąga. To jest ten typ muzyki, który włączasz przy szczególnych okazjach, która brzmi zawsze inaczej, w zależności od okoliczności w jakich jej słuchasz.

Dyskografii tego zespołu jest 8, z czego moja ulubiona to Night. Klimatycznie jednak, jeżeli chodzi o jeden, jedyny utwór Morphine, zdecydowanie wygrywa ten:

I gdy słucham tego utworu, wreszcie przypominam sobie o co w tym wszystkim chodzi.

Bo oczywiście można budować wspomnienia wokół ciszy. Można całować kobietę słysząc jedynie szum drzew. Można bić się z myślami, w deszczu, siedząc na balkonie, nie słysząc zupełnie nic. Można wreszcie biegać i cieszyć się życiem. W ciszy. Można. Ale z całego piękna, jakie daje nam kultura, to emocje są największym skarbem, za jaki powinno się dziękować.

I nieważne, czy są to dreszcze, gdy pierwszy raz słuchasz jakiegoś utworu. Nieistotne czy to ściana wspomnień jaka pojawia się przed Twoimi oczami, gdy słyszysz TEN utwór. To nie ma znaczenia ile uśmiechów lub łez towarzyszy tej piosence. Czy jesteś radiowcem, uczniem, księdzem, niezależnie od tego kim jesteś, musisz czuć. I to uczucie jest w muzyce.