Koniec roku i początek kolejnego, to dobry moment do podsumowań. Nawet jeśli nie jest dobry, to i tak wszyscy tak uważają. Sprawdźmy co warto zapamiętać z 2018 roku, jeśli chodzi o płyty zagraniczne. Zapraszam na subiektywny TOP najlepszych zagranicznych płyt.
Nie zamierzam prowadzić rankingu. Muzyka to nie tor wyścigowy, na którym odbywają się zawody. Każda z tych płyt pojawiła się w dobrym momencie, sprawiając że mogłem zakosztować fantastycznych dźwięków, którymi potem dzieliłem się w swojej audycji. Jeśli potrzebujecie numerków, to zapraszam na moje zestawienie numerów jeden 2018 roku 🙂
Arctic Monkeys – Tranquility Base Hotel & Casino
Najbardziej nieoczywisty album, z przebojami inaczej. Pozornie nudna konstrukcja zapisu świadomości Alexa Turnera, która wciąga i nie pozwala się uwolnić. Ta płyta pojawiła się z majowym słońcem i została moim ulubionym soundtrackiem, z filmu którego nie było. Najlepiej wchodzi na winylu, jak większość płyt z tego zestawienia. Całą recenzję możecie przeczytać tutaj.
Rhye – Blood
Drugi album duetu Rhye, który ostatnio stał się jednoosobowym projektem, za którym stoi Mike Milosh. Blood przynosi jedenaście ciepłych, minimalistycznie roztańczonych i przestrzennych utworów. Płyta doskonale sprawdza się w pełnym słońcu i z akompaniamentem deszczu za oknem. Nieśpieszne melodie wydają się być zakochane w wokalu Milosha.
Son Lux – Brighter Wounds
Zaskakujący atak połamanych rytmów, kakofonii, genialnych melodii i muzycznego zatracenia. Brighter Wounds to jedna z tych płyt, których trzeba słuchać głośno. Można wtedy poczuć się jak w wielkiej muzycznej wirówce, która przyśpiesza i zwalnia, pociągając nas za sobą. Jedno z nieoczywistych poleceń od Anny Nowaczyk, które dostałem na początku roku i tak już zostało. Powiedzmy szczerze Anna słuchała Son Lux, nim stało się to modne. Zresztą poczytajcie sami tutaj.
Lo Moon – Lo Moon
Kiedy usłyszałem po raz pierwszy Real Love, singiel zapowiadający debiutancki album Lo Moon, pomyślałem, że Mark Hollis i jego Talk Talk powróciło do nagrywania. Tymczasem Lo Moon to projekt Matta Lowela i jego przyjaciół z Los Angeles. Krążek szlifowany i pieszczony bardzo długo, który stał się moim najpiękniejszym tegorocznym odkryciem.
Na płycie mieszają się wpływy Talk Talk, Roxy Music, Depeche Mode, The XX i The War On Drugs. Zresztą Ci ostatni pojawiają się gościnnie na krążku, którego producentem został Chris Walla, były muzyk Dead Cab For Cuties. Bezapelacyjnie jeden z najlepszych krążków ubiegłego roku, do którego ciągle chce się wracać i który potrafi zafascynować starszych i młodszych słuchaczy
Editors – Violence
Editors dziś, to już klasa sam w sobie. Mogą pozwolić sobie na zabawę z gatunkami i flirtem z tanecznymi rytmami, a i tak otrzymamy kolejny genialny krążek. Oczywiście nie brakuje tych, dla których Editors skończył się po debiucie, no trudno. Violence zaskakuje i wciąga, z każdym kolejnym odsłuchaniem, dając sporą dawkę frajdy, a głos Toma nadal niezmiennie czaruje i uwodzi.
Manic Street Preachers – Resistance Is Futile
Kiedy myślisz, że twoi bohaterowie idą na emeryturę, a oni fundują najlepszy album od lat. Po dwóch średnich płytach James, Nick i Sean przygotowali przebojową dawkę nowoczesnych, rockowych kawałków, których nie możesz przestać słuchać. Resistance is Futile jest godnym następcą moich ulubieńców Postacards From A Young Man, This Is My Truth Tell Me Yours czy niedocenianego Lifeblood. Genialna opowieść o ucieczce od obskurnej codzienności w krainę Wielkiego Błękitu.
Moje Płyty 2018 subiektywny ranking część druga
nieagresywnie 11 najlepsze płyty 2017 ranking + policja na youtubie
Na co dzień gada i gra na antenie MUZO.FM Czasem kiedy nie gada lubi coś napisać :).