Co czytałem w 2016, czyli nie jestem statystycznym Polakiem

Z roku na rok coraz bardziej przestaję wierzyć w ludzi, zerkając na podsumowanie czytelnictwa w Polsce. Jest tragicznie. Ja staram się od tego odciąć… i robię to z przyjemnością!

Czytelnictwo w Polsce

Według Biblioteki Narodowej w 2015 roku 63% Polaków nie tknęło żadnej literatury. Jeśli dodamy do tego jeszcze badania International Publishers z października tego samego roku, można tylko głośno westchnąć. Nasz kraj wypada tam fatalnie.

W raporcie Biblioteki Narodowej możemy przeczytać, że „czytanie się dziedziczy”. Pewnie jest w tym trochę racji. Mogę w takim razie dumnie ogłosić, że czytania zostałem nauczony i co ważne, bardzo je polubiłem.

Ten artykuł powstaje z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, odwołując się do wstępu, chciałbym wpisać się w to 47% czytających Polaków. Skoro większość narodu nie czyta, to może polscy czytelnicy powinni chwalić się tym, że czytają i a nuż kogoś tym działaniem skłonią do polubienia książek. Po drugie, ten tekst ma być notatką, przypominającą mi za kilka lat, co lubiłem czytać w roku 2016.

Co czytałem?

2016 skończyłem z wynikiem osiemnastu powieści – niektóre z nich były luźnymi błahostkami, a inne ambitnymi książkami. Cofnijmy się w takim razie o dwanaście miesięcy.

Baranek. Ewangelia wg Biffa, kumpla Chrystusa z dzieciństwa – Christopher Moore

Poprzedni rok zacząłem od Baranka. Ewangelii wg Biffa, kumpla Chrystusa z dzieciństwa autorstwa Christophera Moore’a – ciekawej, trochę kontrowersyjnej wizji pisarza o tym, co robił Jezus zanim zaczął nauczać. Więcej o Baranku możecie czytać w mojej recenzji.

Star Wars: Tarkin – James Luceno

9 stycznia skończyłem czytać moją pierwszą powieść z nowego kanonu Gwiezdnych Wojen, Tarkin Jamesa Luceno. Autor  nie wspiął się na wyżyny pisarstwa, ale zupełnie nie tego oczekiwałem. Otrzymałem niezłą, miejscami nudną powieść o moim najukochańszym filmowym uniwersum. Opublikowałem również tekst o Tarkinie.

Kot alchemika – Walter Moers

W lutym postawiłem na Kota Alchemika Waltera Moersa, książkę napisaną w stylu mrocznych baśni braci Grimm. Wciągająca fabuła, dobrze rozrysowane postaci, pokręcony świat oraz absolutnie wybitne polskie tłumaczenie zupełnie mnie kupiły. Po Kocie alchemika miałem ochotę na więcej dzieł z cyklu Camonia. Swoje bardziej rozbudowane przemyślenia przelałem tutaj.

Pierwsza trylogia Burton i Swinburne – Mark Hodder

Zachęcony dobrymi słowami k-paxa o lekturach z serii Burton i Swinburne Marka Hoddera, szybko się na nie skusiłem. Chociaż czytanie pierwszej trylogii rozbiłem na trzy różne miesiące (Skaczącego Jacka poznałem w marcu, Zadziwiająca sprawę Nakręcanego Człowieka w kwietniu, a Wyprawę w Góry Księżycowe dopiero w czerwcu), to muszę powiedzieć, że gdyby nie inne sprawy na mojej głowie, to chyba ksiązki Hoddera pożarłbym w kilka wieczorów. Jak nosi tytuł mój tekst o Burtonie i Swinburnie – są to podróże w czasie w najlepszym wydaniu”!

Miasto Śniących Książek – Walter Moers

Między pierwszą, a drugą częścią Burtona jeszcze w marcu, zainteresowałem się inną powieścią od Moersa, Miastem Śniących Książek. Ten tytuł nie przypadł mi aż tak do gustu, jak Kot alchemika, chociaż zabawa w odszyfrowywanie nazwisk postaci, będącymi anagramami znanych pisarzy była genialna. Znów, poza kreacją świata, muszę wyróżnić tutaj genialne tłumaczenie. Zdaje się, że ciężko przetłumaczyć niemieckie gry słowne na rodzimy język, ale czytając po polsku książki Moersa ma się wrażenie, że zostały one już oryginalnie napisane w „naszym”.

Ubik – Philip K. Dick

W kwietniu rozpocząłem moją przygodę z Philipem K. Dickiem. Moim celem było przeczytanie kilka z jego najważniejszych dzieł. Pierwszy wybór trafił na Ubika, w którym zakochałem się bez granic. Chyba najlepsza fabularnie książka jaką kiedykolwiek czytałem. Nie chciałbym więcej pisać o Ubiku, bo uważam, że każdy powinien poznać go, nie wiedząc wcześniej o nim nic.

Wieża Jaskółki i Pani Jeziora – Andrzej Sapkowski

Latem 2015 roku zabrałem się za wiedźmińską sagę Sapkowskiego. Tak się złożyło, że nie skończyłem wtedy czytać cyklu o Geralcie z Rivii. Maj okazał się miesiącem, w którym nadrobiłem Wieżę Jaskółki oraz Panią Jeziora. Zaskoczyło mnie, jak te obie powieści napisane są w zupełnie innym stylu. W głowie poza cudownymi bohaterami, zostało mi kilka cytatów. Najbardziej za to podobają mi się ostatnie zdania w Pani Jeziora (żaden to spoiler, ale jak ktoś jest bardzo na tym punkcie czuły, to SPOILER ALERT)…  „Jechali wprost w zachodzące słońce. Za nimi zostawała ciemniejąca dolina. Za nimi było jezioro, jezioro zaczarowane, jezioro niebieskie i gładkie jak oszlifowany szafir. Za nimi zostawały głazy na jeziornym brzegu. Sosny na zboczach. To było za nimi. A przed nimi wszystko.”. Piękne zakończenie cyklu.

Dzikowy Skarb – Karol Bunsch

Na Warszawskich Targach Książki w październiku na jednym ze stanowisk zauważyłem Dzikowy Skarb Karola Bunscha, pierwszy tom większej serii łączącej fikcję literacką z faktami historycznymi. Bunsch w Powieściach Piastowskich pisał sfabularyzowane panowanie piastowskich władców, od Mieszka I do Władysława Łokietka. O tym, jak czyta się w XII wieku siedemdziesiąt letnie, artystycznie archaizowaną książkę tutaj. W 2017 roku muszę w końcu zabrać się za resztę powieści Bunscha.

Kolejne dwie książki Dicka

Będąc na wakacjach, wylegując się przed basenem, przeczytałem Czy androidy marzą o elektrycznych owcach i Płyńcie łzy moje, rzekł policjant. Oba ekscentryczne tytuły oczywiście wyszły spod pióra Dicka. O drugim napisałem nawet krótki tekścik. Chociaż że te dwie pozycje nie porwały mnie aż tak jak Ubik, to i tak nie sposób było ich nie przeczytać w kilka godzin. Pierwsza w sposób genialny bierze na warsztat problem sztucznej inteligencji i moralności, a druga to po prostu dobra rozrywka.

20 000 mil podmorskiej żeglugi – Juliusz Verne

Sam nie wiem dlaczego, ale jakoś tak się złożyło, że w sierpniu wyjąłem z rodzinnej biblioteczki 20 000 mil podmorskiej żeglugi Juliusza Verne. To zaskakujące, że XVIII-wieczna książka tak dobrze się dzisiaj trzyma. Wszystkie opisy, czasem wymyślonej przyrody stoją na niezwykle wysokim pisarskim poziomie i nie sposób się nimi nie zachwycać, a postać kapitana Nemo dalej potrafi zafascynować. Muszę za niedługo wziąć się za inne dzieła Verne.

Obietnica Krwi – Brian McClellan

We wrześniu zdecydowałem się na luźniejsze fantasy i wybrałem Obietnicę Krwi Briana McClellana. Proste, ale wciągające czytadło. Zapraszam do recenzji k-paxa.

Rzeźnia Numer Pięć – Kurt Vonnegut Jr.

Rok 2016 to również rozpoczęcie mojej przygody z Kurtem Vonnegutem za sprawą Rzeźni Numer Pięć. To chyba zarazem najpoważniejsze i najśmieszniejsze dzieło literackie, jakie w minionym roku przeczytałem. Vonnegut zostanie ze mną zdecydowanie na dłużej. Więcej słów o książce tutaj.

Pan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic – Zbigniew Nienacki

Ostatnią powieścią, jaką poznałem jest Pan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic. Książka nałożyła się z moją wycieczką do Pragi, gdzie w książce znajduje się również bohater, pan Tomasz. Po raz pierwszy w życiu czytałem książkę, w której opisane są znane mi miejsca. Jest to zupełnie inne przeżycie… Całkiem fascynujące.

Co dalej?

Od października nie potrafiłem już sobie poukładać, co właściwie chce czytać. Przez to rozpocząłem Trzech Muszkieterów Aleksandra Dumas, To nie jest kraj dla starych ludzi Cormaca McCarthy’ego oraz pierwszy tom Ojca i Syna Karola Bunscha. Od stycznia planuję konsekwentne czytanie tych trzech książek i dopiero wtedy rozpoczęcie innych. Nienawidzę czegoś zaczynać, a potem nie kończyć.

No cóż, to koniec mojego trochę przydługiego tekstu. Chciałoby się zadać pytanie „czy, a jeśli tak to jakie książki, czytasz”, ale jeśli, Drogi Czytelniku, dobrnąłeś do końca, to chyba znam na to pytanie odpowiedź 😉