Deszczowy Woody Allen

Deszczowy Woody Allen zjada własny ogon.

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym, śpiewał przed laty Perfect. Woody Allen niestety nie słyszał chyba tego nagrania i nakręcił kolejny film W deszczowy dzień w Nowym Jorku.

Nie jestem super recenzentem filmów, ani wybitnym znawcą kina. Ot po prostu po lekturze peanu na rzecz najnowszego filmu Woody Allena, autorstwa Miśka, postanowiłem podzielić się kilkoma odczuciami.

Misiek pisze: „Wielu z Was od razu powie, że Allen ma już swoje lata (83) i to zaczyna być widać w jego filmach.” Pełna zgoda. Oklaski i kurtyna milczenia. Oczywiście Misiek dalej twierdzi, że najnowsze dzieło reżysera jest super, ja mam spore wątpliwości.

Oglądając W deszczowy dzień w Nowym Jorku, na zarwanym fotelu, w Cinema City Promenada, walczyłem o utrzymanie się w pozycji siedzącej i jednocześnie starałem się nie usnąć. (Tak na marginesie drogie Cinema City Promenada w Warszawie, dziabiecie trzy dychy za bilet do kina i macie zepsute siedzenia w kilku salach… wioska).

Najnowszy obraz Woody Allena to kopia tego co widzieliśmy w wielu poprzednich filmach, wymieszana z nowymi pomysłami, dość średnich lotów i kiepskim pomysłem na scenariusz. Historia i akcja w tym filmie, jest porywająca i zaskakująca jak kolacja wigilijna w Klanie.

Timothee Chalamet dostał od reżysera jedną wskazówkę. Bądź mną z poprzednich filmów, zblazowanym neurotykiem, nie staraj się robić nic więcej. Elle Fanning ty graj, tak jak wyobrażasz sobie mała gąskę ze wsi, która nagle może polizać wielki świat.

Oczywiście trochę przerysowuję temat, ale tylko aby uwypuklić słabości, które sprawiają, że film jest przewidywalny, akcja naiwna, zwroty akcji banalne i generalnie czas dłuży się niemiłosiernie. Pojawienie się Liev Schreibera i Jude Lawa niczego nie wnosi, a Diego Luna został obsadzony po warunkach.

Miałem wrażenie, że nowy film to zlepek przypadkowych scen i wyblakłych skeczy, połączony siłą woli reżysera, który postanowił dokończyć kolejny film, pokazując po raz setny uroki Nowego Jorku.

Szkoda czasu na W deszczowy dzień w Nowym Jorku. Lepiej zobaczyć i przypomnieć sobie kilka klasyków: Annie Hall, Zelig, a najnowszy obraz zostawić na jakiś deszczowy, piątkowy wieczór, kiedy z braku laku, jak mawiało się kiedyś, włączycie go, bo akurat będzie leciał w telewizji, a wam nie będzie się chciało ruszyć z kanapy.

Ps. Na tle tego dzieła dzieła, dość przeciętny, jak kiedyś uważałem, O północy w Paryżu jawi się niczym dzieło wiekopomne, w którym jednak o coś chodziło i zostawał po seansie jakiś przekaz.

PS2. (UWAGA SPOJLERY) O co chodzi z grubsza w najnowszym filmie Woody Allena? Drogi widzu jeśli miałeś już to nieszczęście i urodziłeś się obrzydliwie bogatej rodzinie, masz miłą dziewczynę z bogatego domu, może niezbyt rozgarniętą, ale piękną, to nie martw się. Rzuć się w wir hazardu, żeby zdobyć parę dolców na szybkie wydatki, w końcu może się okazać, że jesteś szalony, jak twoja matka, dawniej parająca się najstarszym zawodem świata. Kiedy już ochłoniesz z pewnością spotkasz Selenę Gomez, która chwilowo wygląda niczym chomik na wolności i będziecie żyć długo i szczęśliwie, spoglądając na magiczny zegar w Central Parku, a z góry będzie padał deszcz. The End.