Czy warto obejrzeć Legion samobójców?

Czy w związku z negatywnym odbiorem przez krytyków, Legion samobójców rzeczywiście jest tak złym filmem? Czy pomimo ocen, jednak warto dać szanse i wybrać się do kina? Przekonajcie się czytając naszą recenzje bez spoilerów.

Oczekiwania

maxresdefault-2

Po porażce Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (przeczytaj recenzje), nie nastawiałem się, że kolejny film adaptujący bohaterów DC COMICS nagle podniósłby poprzeczkę, choć odrobinę zbliżoną do konkurencyjnego Marvel Studios. Nie potrafiłem uwierzyć, że z tak chaotycznego początku uniwersum powstanie cokolwiek dobrego. O dziwo po całym niesmaku jaki pozostawił mi obraz Zacka Snydera, na Legion samobójców patrzyłem całkiem przychylnie. Ponad rok temu pojawił się pierwszy zwiastun i według mnie film zapowiadał się nawet, nawet. Oczywiście w oczy rzucił się mroczny ton opowiadanej historii, dający jasno do zrozumienia, że ponownie będziemy mieli do czynienia z klimatem znanym z poprzednich dwóch produkcji. Obawiałem się braku humoru, jednak dzieło Davida Ayera mogłoby obronić się spójnym scenariuszem. W końcu Człowiek ze Stali pod tym względem wypadł naprawdę nieźle, a swoją jakością przewyższył Batman v Superman kilkukrotnie.

Oczekiwania na Suicide Squad nasiliły się u mnie, oraz zapewne u większości osób, wraz z opublikowaniem kolejnej zajawki. Niespodziewanie film został przedstawiony w zupełnie innym stylu, niemającym nic wspólnego z wizją, która do tej pory była nam wpajana. Całość zrobił Queen, ale i pojawiło się też trochę żartów. Chociaż, że im szybciej zbliżała się premiera, miałem pewne wątpliwości, to i tak byłem dobrej myśli.

Druga strona medalu

suicidesquadd

Nadszedł ten dzień, w którym udałem się do kina i… nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Legion samobójców nie można nazwać nawet filmem (podobnie jak w BvS), bardziej to ma kształt komiksu (podobnie jak w BvS), a właściwie, co gorsza, zwiastuna (tutaj zupełna nowość)! Widowisko się jeszcze na „dobre” nie zaczęło, a mi już było smutno i żałowałem poświęconego czasu oraz pieniędzy. Dlaczego? Początek wywołał u mnie rozczarowanie połączone z uczuciem niedowierzania. Zamiast normalnego wstępu, dobrze wypadającego nawet w przypadku Świtu sprawiedliwości, otrzymaliśmy szybki zlepek scen, napędzany muzyką, który z filmem fabularnym nie miał nic wspólnego. Ostrzegam, więc, że łatwo się pomylić, czy nastąpiła już projekcja obrazu, czy jednak postanowiono wyświetlić jakiś nowy zwiastun. Na szczęście po pewnym czasie wszystko wróciło do normy i gdy przeszliśmy już do sedna sprawy nie było, aż tak źle.

Warto zatrzymać się tu na moment i odpowiedzieć na pytanie: co się właściwie temu filmowi stało? A no rozbieżność wizji reżysera między studiem produkującym film. Początkowo miał on być mroczny, jednak Warner bros. postanowiło Legion Samobójców przemontować oraz nagrali bardzo drogie dokrętki mające uczynić widowisko luźniejsze i zabawniejsze. Proces widać już obserwując wspomniane zwiastuny. Oglądając je można poczuć jakby reklamowały zupełnie inne tytuły. W pewnym sensie „naprawa” Warner bros. jest zrozumiała oraz ma trochę zalet. Niestety miała ona miejsce za późno i cała operacja odebrała Legionowi wiele. Najbardziej ucierpiała na tym…

Fabuła. Chaosu ciąg dalszy

Joker

Scenariusz

Zacznijmy od tego, że cały scenariusz jest nudny i przewidywalny. Nawet odrobinę się nie wysilono by czymkolwiek nas zaskoczyć. Poziomem sięga oczywiście większości obecnych filmów akcji, w końcu po adaptacji komiksów spodziewam się czegoś więcej. Co najstraszniejsze Legion Samobójców jest momentami niezrozumiały. Wszystko dzieje się tak szybko, że chwila nieuwagi i nie zauważamy istotnego dla fabuły szczegółu. Bolą również cięcia. W jednej chwili widzimy Jokera, który stoi w drzwiach, by w następnym ujęciu zobaczyć go już przy swojej ofierze. Wolałbym gdybyśmy mogli obejrzeć jak się zbliża, ponieważ nadało by to odpowiedniej grozy i może nie czułbym się widzem zwiastuna.

Przeciwnicy

Następną wadą są przeciwnicy. Niby pokrótce jest sensownie wytłumaczone skąd oni się wzięli i kim są, ale w żaden sposób nie budzą mojego zainteresowania. Ich motywacje są oklepane do bólu i nadają się już jedynie na nieskomplikowaną animację dla dzieci. Może nie miałbym nic przeciwko gdyby byli choć trochę ciekawie napisani. Dodatkowo poziom ich mocy nie jest adekwatny do głównych bohaterów/ Bardziej nadawaliby się na rywali Supermana. Ten wątek był zdecydowanie najnudniejszy.

Humor

Mocną stroną jest zdecydowanie humor. I tu pojawia się pewien paradoks. Gdyby dane było nam obejrzeć pierwotny film Davida Ayera, otrzymalibyśmy spójny scenariusz, ale film byłby ciężki i mniej śmieszny. Natomiast ingerencja Warnera spowodowała niespójny scenariusz, lekki klimat oraz dużo zabawnych scen. Tak, więc ciężko powiedzieć czy w film w jakikolwiek sposób mógłby być dobry. Na pewno od samego początku musiałby być zrobiony z cierpliwością i starannie zaplanowany, a nie tak, że nagle twórcy decydują się na wielce istotne i kosztowne zmiany.

Czyli otrzymujemy wyjątkowo pogmatwaną i niespójną historię, do których nas zresztą przyzwyczajono wraz z Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. Co zabawne, w roli cameo pojawił się jeden z superbohaterów. Szkoda tylko, że było to niepotrzebne i po raz kolejny pytałem po co? Jednak nie ma co się tak przyczepiać w końcu to jest…

Film dla fanów komiksów 😉

Suicide-Squad-Harley-Quinn-and-Joker-in-Insitution

Kolejnym problemem jest fakt, że film może być trudny w odbiorze dla osób nieczytających komiksów, bądź innych tworóch związanych z uniwersum DC COMICS. Weźmy chociaż na tapet wątek Harley Quinn. Lekko nakreślono, że była psychiatrą, która leczyła Jokera. Dla osoby, która była ze mną na seansie, a nie interesowała się komiksami, było nie do końca zrozumiałe dlaczego Harley stała się takim psycholem. Tutaj znowu spotykamy się z największą wadą filmów DC. Tak jak pisałem w recenzji BvS, Uniwersum Filmowe Marvela było budowane od podstaw. Dzięki czemu odnalazły się tu osoby, które superbohaterów kojarzyły jedynie ze słyszenia. W przypadku Legionu samobójców, jak wypowiadają się twórcy i cała obsada, jest to film stworzony dla fanów komiksów. Ta taktyka jest bez sensu i na pewno w ten sposób film nie kupi serc przeciętnych widzów. To nie powinny być filmy do zrozumienia, których trzeba mieć obszerną znajomość o komiksach, lecz luźno oparte na historiach w nich przedstawianych.

Wracając do Harley Quinn to powodem, dla którego jej przemiana może być niejasna jest fakt, że wątek jej konsultacji z Jokerem był wspomniany tylko na chwilę. Wystarczy znać takie tytuły jak chociażby Azyl Arkham czy Zabójczy żart, by poznać odwiecznego wroga Batmana na tyle, żeby wiedzieć co potrafi, pod względem psychicznym, zrobić z człowiekiem. Uważam, że wątek powinien być szerzej przedstawiony, a co najważniejsze lepszym rozwiązaniem byłoby gdyby Joker pojawił się wcześniej w jakimś filmie z większa rolą.

Aktorzy i bohaterowie

suicide

Margot Robbie jako Harley Quinn

Jeden z niewielu powodów, dla których warto jednak zostać na sali i nie uciekać z płaczem. Najlepiej w swoją rolę wcieliła się Margot Robbie. Harley Quinn to postać, którą wyjątkowo chciałem zobaczyć na dużym ekranie. Dotąd głównie znałem ją z animacji oraz z serii gier komputerowych Batman Arkham. Została zagrana perfekcyjnie i absolutnie nie ma do czego się przyczepić. Tak na prawdę to Robbie robi cały film ;).

Jared Leto jako Joker 

U Jokera jest podobnie. Czy Jared wypadł gorzej od mistrzowskiego Ledgera? Według mnie nie można za bardzo ich porównywać, co oczywiście wychodzi na plus. Mówiąc krótko, trylogia Nolana to nie tylko dobrze zrealizowane filmy superbohaterskie, a stojące na wysokim poziomie kino. Joker Jareda Leto, to postać komiksowa i przerysowana, kiedy poprzedni szwarccharakter został wykreowany na kogoś, kto rzeczywiście mógłby pojawić się w naszym świecie. Jednak u bohatera w Legionie zabójców brakowało mi tej grozy i złowieszczej atmosfery, którą przekazywał Heath Ledger. Ta wizja wydaje się trochę złagodzona. Nie zmienia to faktu, że Jared z Margot to najmocniejsze elementy widowiska.

Zarzuciłbym jeszcze, co zapewne zawiodło wszystkich, że trochę nas oszukano. W dużym stopniu film był promowany właśnie Jokerem. Na plakacie zajmuje on zdecydowanie wyróżnione miejsce, w zwiastunach pojawiał się nie rzadziej, niż reszta bohaterów. Idąc więc do kina spodziewałem się, że Jared Leto będzie jednym z główniejszych aktorów, tak jak zapowiadano. Mogłoby się nawet wydawać, że będzie on przeciwnikiem samobójców, bo z tego co pamiętam w zajawkach nie było wspomniane z czym będą się zmagać. Okazało się, że jego rola była niewielka i równie dobrze można by ją podciągnąć za rozbudowane cameo. Nawet sam aktor jest rozczarowany. Mówił, że ze scen, które nagrał można by złożyć jeden pełnometrażowy film. Wyjątkowo wczuł się w swoją rolę, a większość nagrań nie trafiła do ostatecznej wersji filmu. Bardzo nad tym ubolewam, a już ogłoszono, że nie powstanie żadna wersja reżyserska, lecz będzie można obejrzeć te sceny jako materiały wycięte.

Pozostali bohaterowie…

Wypadli w porządku. Zaraz po Harley Quinn i Jokerze najlepiej odebrałem Deadshota. Pomimo tego, że Will Smith gra w swoich filmach bardzo podobnie, a nawet mogłoby się wydawać, że często obserwujemy tego samego bohatera, to jednak lubię widzieć go na ekranie. Postaci, które średnio przypadły mi do gustu to Katana, która wydawała się w ogóle oderwana od filmu, a jej backstory zupełnie niepotrzebne, oraz Kapitan Boomerang. Ten drugi był wykreowany dobrze, tylko jestem zrażony do odgrywającego go aktora, Jaia Courtneya. Po ostatnim Terminatorze, gdzie grał wyjątkowo drętwo, oglądałem go z niechęcią, ale z drugiej strony to tylko moje widzimisię. Reszta bohaterów i obsady trzymała przyzwoity poziom.

Podsumowując…

Legion samobójców to film przeciętny, na który pomimo wszystko warto wybrać się do kina czy obejrzeć w telewizji, bądź na płycie. Na pewno jest to pozycja, która nie stanie się ponadczasowym filmem jak wspomniana trylogia Nolana oraz nie dołączy do moich ulubionych tytułów. Tegoroczne widowisko można obejrzeć raz, a potem do niego nie wracać na długie, długie lata.  Twórcy zabrali się za produkcje po łebkach i wyszło, jak wyszło. Chaotyczny i za szybki, choć poza tym bałganem znalazło się kilka dobrych momentów, które pozwalają czerpać z seansu dobrą zabawę.