Biffy Clyro Austin Hargrave

Biffy Clyro Ellipsis – to nie jest recenzja

Biffy Clyro wydaje nowy album. Jeszcze przed premierą w naszym redakcyjnym pokoju lekko iskrzy. Zasadniczo iskrzy z oczu Anny, która nie może znieść lekkich żartów na temat nowego krążka. Sama słucha materiału z tajnego linka dostarczonego przez wytwórnię i tylko od niechcenia mówi: Jeszcze będziesz zdziwiony.

I chyba jestem zdziwiony, a nawet zadziwiony, nową płytą Biffy Clyro – Ellipsis. Na szczęście zdziwiony pozytywnie.

Powiedzmy szczerze pierwsze dwa kawałki, ujawnione przed premierą – Wolves Of Winter i Animal Style – to nie było to na co czekałem. Kiedy jest się sytym po orgii dźwięków, jakie przyniósł ostatni album Opposites, kiedy do dziś tytułowy utwór i Biblical są twoim nieprzerwanym soundtrackiem, to czekasz na więcej.

Tak, jestem typowym zjadaczem ładnych piosenek, które przewrotnie nazywam brzydkimi kawałkami. (To taka dygresja dla osób, które nie słuchają poniedziałkowych audycji i nie wiedzą o co kaman) Tak uwielbiam lekkość melodii zaklętych w smakowitych aranżacjach. Tymczasem czekałem na pierwsze singlowe smakołyki, a doczekałem się zupełnie czegoś innego.

 

Many Of Horror, tak to był ten kawałek, który sprawił, że na dźwięk nazwy Biffy Clyro mój wewnętrzny radar reagował entuzjastycznie. To było to. Odpowiednia doza post punkowej energii i pięknej liryki.

Stingin’ Belle, który przywiał letni wiatr sprzed czterech lat, sprawił że nie czekałem na kolejne uniesienia. Jesienne Black Chandelier napełniło muzyczne serce radością.

Nagle dostajemy link do odsłuchu płyty i ja już wiem, że Opposite i Biblical zawładną moimi muzycznymi wyborami na kolejne tygodnie. Wszystkie piosenki układały się w algorytm uwielbienia. Koncert w Stodole, dopełnił dzieła zniszczenia. Nawet w sferze fizycznego zniszczenia słuchu 🙂 Tyle wspomnienia.

Wreszcie w piątek płyta ląduje na moim odtwarzaczu. Jadę do domu rowerem i słucham. Chociaż ten mięśniak w landrowerze chce mnie wytrącić z równowagi, to jednak wyłapuję melodie, poszczególne słowa. W sumie już Medicine było zwiastunem dobrej energii. Zakochuję się w Re-arrange, uwielbiam Howl.  Small Wishes jest jak podwieczorek w Nashville.

People z kolei wydaje się być wstępem do przebojowej fali, na której serfuje Flammable. To ta piosenka, o której jeśli powiesz coś nieprzychylnego zostaniesz zniszczony spojrzeniem Anny :). Friends And Enemies uwodzi chórkami dzieci. Herex porywa magicznym i lekko patetycznym refrenem. Don’t Won’t Can’t zmusza do rytmicznego pląsania. Kiedy poznajesz cały krążek wszystkie piosenki wydają się być we właściwym miejscu. Wyciągnięty przez syna na siłownię, gdzieś po drugim kilometrze marszo-biegu, odkrywam soczystą energię On A Bang i przepraszam się z Wolves Of Winter oraz Animal Style.

Jednym słowem, kolejny fantastyczny krążek szkockiego trio. Nie czytajcie smutnych recenzji, które możecie znaleźć w necie. Dowiecie się od sfrustrowanych pisaczy, że: to wtórny album, odpad z sesji do Opposites, Biffy stracił pazór, zapowiadali cios w twarz, a dali plaskacza. Ellipsis to dla mnie doskonała kontynuacja mojej muzycznej podróży z Biffy Clyro.

Piękna bestia, to niezmiennie dobre hasło do opisania dźwięków tworzonych przez grupę. Zupełnie, jakby w myśl słów: Kiedy chcesz przypierdol, ale potem odpuść żeby się zagoiło. Gdyby Biffy Clyro było drużyną piłkarską, na szalikach powinien pojawić się napis: When we collide, we come together i ja ten szalik noszę z dumą.



Koncerty Ralpha Kamińskiego i Dawida Podsiadło | Koncerty Warszawa 2018

Koncert Clock Machine w warszawskim klubie Niebo.

Arctic Monkeys Tranquility Base Hotel & Casino – recenzja dla opornych