chris cornell, Audioslave

Audioslave w pigułce koncertowe rozmyślania

W tym roku zapowiada się koncertowa klęska urodzaju. Ale o tym kogo zobaczymy będzie krótko. A coś więcej opowiem wam o grupie Audioslave, którą chciałbym zobaczyć w przyszłości, choć szanse na to są niewielkie.

W ostatnim czasie analizowałem program koncertów na 2014 rok. Zerkałem na to kto do nas przyjedzie, zastanawiałem się kogo chciałbym zobaczyć, na którym festiwalu muszę być, a który mogę sobie odpuścić. Rzecz jasna wszystkiego nie da się zaliczyć ze względu na ograniczenia czasowe i finansowe.

Ten rok już teraz zapowiada się imponująco. Nasz piękny kraj odwiedzą legendy: Black Sabbath, Aerosmith, Soundgarden, Metallica, Pearl Jam, Eric Clapton… To już wiadomo, a jest dopiero styczeń. Ile jeszcze ciekawych ogłoszeń przed nami? Zapewne kilka koncertowych petard wybuchnie w najbliższych tygodniach. Do tego dochodzi cała masa mniej lub bardziej znanych zespołów pretendujących do miana wielkich gwiazd, które warto już teraz poznać w wersji live.

Zastanawiałem się nad kapelami, których na pewno nie zobaczę w tym roku i jest tego sporo. Przyszły mi też na myśl: Nirvana, Led Zeppelin, The Beatles… ale ich nie zobaczymy nigdy w oryginalnych składach. Więc skupiłem się na grupach, które w teorii mogłyby jeszcze wystąpić, ale z różnych przyczyn już tego nie robią. I w pierwszej kolejności w mojej głowie pojawiło się Adioslave.

Ta supergrupa powstała w 2001 roku z inicjatywy Chrisa Cornella, charyzmatycznego wokalisty Soundgarden oraz muzyków Rage Against The Machine – Toma Morello, Tima Commerforda i Brada Wilka. Takie zestawienie artystów dawało gwarancję powstania ciekawej muzyki, czegoś nowego, inspirującego, pozwalało mieć nadzieję na wypełnienie pustki powstałej po rozpadzie RATM i Soundgarden. Ale tak naprawdę nikt nie wiedział jak zabrzmi ta niezwykła hybryda.

Zespół zadebiutował w 2002 roku albumem o zaskakującym tytule Audioslawe 😉 Nad produkcją czuwał Rick Rubin, odpowiedzialny za brzmienie płyt takich grup jak: Red Hot Chili Peppers, AC/DC, U2, Metallica czy Beastie Boys. Wybuchowe Cochise i Show Me How To Live to świetna hardrockowa jazda stanowiąca o sile tego krążka. Nie brakuje też spokojniejszych fragmentów takich jak przejmujący Like Stone, w którym Chris opowiada o oczekiwaniu na nadchodzącą śmierć.

W 2005 roku ukazał się kolejny album Out Of Exile, chyba najspokojniejsza i może nawet trochę nudna płyta, na której znajdują się rodzynki w postaci Be Yourself i Doesn’t Remind Me.
Revelations z 2006 jest krążkiem, który potwierdza klasę zespołu.

Jest dużo bardziej energetycznie, gitarowo, jest moc. Chłopaki już się dotarli i wykorzystali na tej płycie wszystkie swoje atuty. Genialne riffy Toma, Chris w życiowej formie oraz Tim i Brad świetnie dopełniający całość. Utwory Revelations i Original Fire były wizytówką płyty, ale moim ulubionym jest zaangażowany politycznie Wide Awake.

Niestety wkrótce po osiągnięciu szczytowej formy grupa rozpadła się. Szkoda. Cornell postanowił skupić się na karierze solowej, a do pozostałych powrócił Zack de la Rocha i reaktywowali RATM. Kilka lat później wrócili również z nową płytą panowie z Soundgarden, których zobaczymy w tym roku na Life Festivalu w Auschwitz…. yyy… przepraszam… w Oświęcimiu 😉

Czy to Audioslave jest tym największym koncertowym nierealnym marzeniem? Nie wiem. Ale to ci panowie pierwsi przyszli mi na myśl. Jeżeli ich reaktywacja miałaby się wiązać z rozpadem RATM i Soundgarden, to może lepiej niech zostanie tak jak jest. Gdyby jednak byłby to powrót na potrzeby trasy koncertowej zahaczającej o Polskę, to ja jestem za takim rozwiązaniem!

A Wy macie takie zespoły, których występ na tę chwilę jest praktycznie niemożliwy, ale teoretycznie w przyszłości mógłby się odbyć?