Życie jest sztuką. Manchester by the Sea.

Nadrabiając filmowe zaległości usiadłem do filmu Manchester by the Sea. Filmu na pierwszy rzut oka niepozornego, może nawet nudnego. Ale jednocześnie takiego, który naprawdę warto obejrzeć.

Film opowiada tragiczną historię najzwyklejszego człowieka na świecie. Człowieka, który niczym się nie wyróżnia, który żyje by odkreślać jedynie kolejne dni z kalendarza. Który przeszedł w życiu tyle tragedii, że każdą kolejną traktuje z chłodną rezerwą.

Jedna z nich – śmierć brata – wywraca jego życie do góry nogami. Od tej pory staje się prawnym opiekunem swojego siostrzeńca – zbuntowanego nastolatka, przechodzącego trudny okres dojrzewania. Relacja wuja i siostrzeńca to jeden z dwóch głównych motywów filmu. Drugi to retrospekcje – powroty do wspomnień, gdy brat jeszcze żył, a Patrick (siostrzeniec) nie myślał jeszcze o dziewczynach i narkotykach.

To historia o radzeniu (lub też nieradzeniu) sobie z życiem po śmierci bliskiej osoby. Lee (główny bohater) w swoim życiu przeżywał różne momenty, nie po swojej myśli, sprzeczne z jego rozumieniem świata. Momenty tragiczne i radosne. Teraz znów musi stać się ojcem, ale w znacznie trudniejszych okolicznościach. Film pokazuje jak wiele problemów staje codziennie przed głównym bohaterem. Jak zwykłe, prozaiczne sytuacja urastają do rangi ogromnych wyzwań, które przyprawiają go o ogromną frustrację. Lee jest sam. Jest sam z wyboru – odcina się od wszystkich, jest niesympatyczny, językowo wręcz obleśny, a o uprzejmości raczej w życiu nie słyszał. W filmie zastajemy go w momencie, gdy człowiek powinien wykazać się jak największą empatią – wobec dziecka, ludzi i wobec samego siebie. Lee tego nie potrafi. Błąka się w kolejnych rozterkach, wspomina stare czasy, próbuje być twardy, ale zamiast tego jest po prostu agresywny. Nie wszyscy go lubią i wzajemnie.

Patrick natomiast jest chłopakiem, który jak każdy z nas w wieku 16 lat, ma marzenia i chce zdobywać świat. Co więcej, głęboko wierzy w to, że świat stoi przed nim otworem i czeka tylko na jego sukcesy. Patrick jest popularny, gra w zespole, jest buntownikiem – posiada wszystko, by w swoim wieku być liderem, idolem. Jednocześnie jest bardzo wrażliwy i mocno przeżywa śmierć ojca. Walczy też o swoje prawa, marzenia, łódź po ojcu.

To trudna historia. Momentami nudna, czasem męcząca. Bardzo problematyczna, która nie każdemu się spodoba. To przede wszystkim wina głównego bohatera, który jest cholernie nieprzyjemny – oglądanie go i słuchanie nie należy do miłych momentów.

Dlaczego zatem film ten zdobył uznanie takiej rzeszy ludzi? Przede wszystkim dlatego, że jest odzwierciedleniem życia. Nie jest to cukierkowa historia. Bohaterowie nie są jednokolorowi. Są nieprzyjemni, mają swoje wady. Akcja posuwa się do przodu bardzo powoli, momentami okropnie się dłuży, ale to normalny stan po stracie ważnej osoby – wszystko się zmienia, wszystko się przestawia, nie zawsze wiadomo jak poradzić sobie w nowej sytuacji. To wyzwanie, by tak wiernie odwzorować to co dzieje się z ludźmi w obliczu takiej zmiany. I właśnie – oprócz Patricka i Lee przewija się w tym filmie wiele postaci. Każda z nich ma ze sobą problem, każda jest na swój sposób dziwna. Każda próbuje rozmawiać, ale na próbach się kończy.

Nie chcę się rozpisywać o grze aktorskiej, bo sama statuetka dla Afflecka jest już dowodem na to, na jak wysokim poziomie jest ten film. Napisałem w tytule, że życie to sztuka. I chyba tak naprawdę jest – najważniejsze historie dzieją się wokół nas. Bez zapisanych scenariuszy, bez pięknych widoków za oknem. Dzieją się codziennie. Stoją przed nami różne wyzwania – mniejsze i większe, ale zawsze wymagają od nas czegoś. Tak samo jest w tym filmie. Każda kolejna scena wymaga od Lee poświęceń, zejścia z własnej, utartej ścieżki, zmiany przyzwyczajeń. Widać w tym filmie, że jest to cholernie trudne, wręcz bolesne. Ale znów – na tym to wszystko polega, prawda?

Manchester by the Sea to smutna historia. Pełna przekleństw, irytacji, smutku. Nie ma w niej zbyt wiele optymistycznych chwil. Ale przecież, nawet w życiu, tak czasem bywa.

Film polecam gorąco, ze względu na ujmującą fabułę, wspaniałe pokazanie trudnych relacji i grę aktorską. To nie jest film dla wszystkich. Ci, którzy lubią jednak takie kino, docenią Manchester by the Sea bardzo mocno.