Playstation VR hełm

Playstation VR – wirtualna ziemia obiecana

Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Jeśli miałbym opisać swój pierwszy raz z Playstation VR użyłbym opisu związku z niebieskiego portalu – to skomplikowane. Czeka nas długa droga, ale kredyt zaufania cały czas obowiązuje. Z jednej strony na naszych oczach dokonuje się rewolucja, a z drugiej każdy kto chce posmakować wirtualnej zabawy powinien odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest na to gotowy.

Dla każdego geeka technologia (i jej rozwój) to coś normalnego, a jeżeli w nasze ręce wpada produkt, który do tej pory był obiektem marzeń odpowiednio podsycanych przez filmy oraz literaturę z gatunku sci-fi (np. „Neuromancer” Williama Gibsona), to lepiej być nie może. Zakładamy przecież na głowę hełm i wskakujemy w sam środek zabawy. Cóż za immersja! Możemy stać się częścią cyfrowego świata, który możemy nie tylko obserwować, ale także odczuwać. Dodajmy, że Playstation VR można mieć za w miarę rozsądne pieniądze.

Refleksja pierwsza: warto smakować świat VR małymi łyżeczkami

Zanim zdecydujesz się na zakup zestawu PSVR (lub jakiegokolwiek innego) przetestuj go w sklepie/u kolegi/na targach. Zobacz czy jest to dla Ciebie. W trakcie wstępnych testów sprzętu poprosiłem kilka osób o założenie hełmu i opisanie pierwszych reakcji. Niektórzy powiedzieli „wyłącz to” właściwie chwilę po skalibrowaniu urządzenia. Inni czuli się w wirtualnej rzeczywistości jak ryby w wodzie. Ja sam byłem pod ogromnym wrażeniem technologii. Tego, że faktycznie siedzę np. w kokpicie statku kosmicznego i poruszam się z pełną dowolnością w przestrzeni. Nie odczuwam żadnych opóźnień, mogę skierować swój pojazd w dowolną stronę, w dowolnej płaszczyźnie.

Odwracając się za siebie widzę fotel, a nie „czarną plamę” będącą zaślepką. Unosząc z kolei głowę mogę obserwować gwiazdy, a spoglądając w dół widzę tułów, ręce, kolana i podłogę statku. To w przypadku EVE: Valkyrie PSVR. Ogrywając grę wcześniej Resident Evil 7 chowałem się przed oprawcami w najgłębszą dziurę, by nie zostać złapanym – co istotne pracowałem nie tylko padem, ale całym ciałem – kuląc się jak „mała dziewczynka”. Jednak złapałem się, że nie jestem w stanie wytrzymać w tym świecie zbyt długo. Chodzi o długość sesji. Zwykle po 30 minutach następowało zmęczenie organizmu. Musiałem zdejmować zestaw i odetchnąć. Pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia się do nowego sposobu obserwacji świata gry.

Mój pierwszy kontakt z wirtualną rzeczywistością sygnowaną znakiem Playstation VR trwał 10 minut, a potem przez pół dnia błędnik wariował. No ale jest to podpowiedź dla wszystkich chętnych, by przetestowali nim dokonają zakupu. Przecież Ty drogi Czytelniku możesz bawić się przez wiele godzin nie odczuwając najmniejszego dyskomfortu. Moja strategia będzie polegała na krótkich, ale możliwie częstych sesjach. To trochę jak z dobrym trunkiem. Lepiej posmakować niż następnego dnia leczyć kaca. Tu właśnie pojawił się kolejny wniosek.

Refleksja druga: nie od razu Rzym zbudowano

Pierwsza generacja Playstation VR, zestawu do wirtualnej rzeczywistości, w żadnym wypadku nie rozczarowuje. To jedno z tych urządzeń, które ma szansę masowo trafić pod nasze strzechy. Co prawda kosztuje tyle co nowa konsola, ale inni producenci życzą sobie dwa razy więcej (plus komputer z odpowiednimi bebechami). Playstation VR gwarantuje dobrą jakość wykonania, piękny design, dobrze wyważony hełm i odpowiednią ilość oprogramowania na start.

Mimo solidnego wykonania podłączenie urządzenia wymaga spojrzenia w instrukcję obsługi. Otwierając pudełko możemy się zgubić w ilości kabli i kolejności ich podłączenia, ale dla większości graczy będzie to na szczęście jednorazowa operacja. Pewnie kolejne generacje będą szły w stronę minimalizmu w ilości kabli i peryferiów, które są niezbędne do „wejścia w świat gry”. Póki co oprócz samego hełmu musimy mieć kamerę, przyda się także zestaw kontrolerów Playstation Move i spokojny kąt przed telewizorem, który nie jest pozastawiany meblami.

Co do jakości grafiki wyświetlanej w goglach jest ona na przyzwoitym poziomie, który nie drażni i pozwala cieszyć się tym co przygotowali developerzy. Ci z kolei mają do dyspozycji potężne narzędzie, które sprawi, że kreatywność w konstruowaniu mechanizmów rozgrywki wejdzie na kolejny poziom. Wymaga to jednak czasu, konsekwencji oraz odpowiedniej ilości graczy wyposażonych w sprzęt. Graczom – pozostaje życzyć – zasobnego portfela, którego grubość pozwoli spełniać zachcianki.

Jak sami widzicie moja ocena wirtualnej rzeczywistości zasługuje na miano bycia skomplikowanej. Zdaje sobie sprawę z pewnych ograniczeń, o których wspomniałem powyżej, słabości we własnych przyzwyczajeniach, ale jednocześnie mam wielką chęć zaglądania do świata sygnowanego skrótem PS VR. Już na początku znalazłem kilka tytułów, które z przyjemnością ogram, a refleksjami postaram się podzielić tak szybko jak to możliwe.

Ciąg dalszy nastąpi…

Zobacz również: Gry, na które czekacie w listopadzie 2016 (premiery)