Sunset Sons

Sunset Sons – muzyka nie tylko dla surferów.

Plaża, słońce, surfing, upał, praca, zimne napoje, wakacje – skreśl słowo, które nie pasuje do tego zestawu. Nie trzeba matematyki ani rachunku prawdopodobieństwa, żeby wiedzieć, że właściwie każdy skreślił pracę. Niepotrzebnie. Jest taki zespół, który udowadnia, że wszystko można pięknie połączyć. I zaskakuje.

Sunset Sons, bo o nich mowa, poznali się kilka lat temu na plaży we Francji. Wszyscy uwielbiają surfing, a umówmy się, że Wielka Brytania, z której pochodzi większość zespołu, raczej rajem dla surferów nie jest. Na owej plaży był też bar. Perkusista usłyszał tam popisy obecnego wokalisty, a ciąg dalszy już znacie. No, może nie do końca. Grupa na początku grała covery, pod inną nazwą, dopiero po jakimś czasie ekipa stwierdziła, że właściwie można by stworzyć parę swoich kawałków – i tak to się zaczęło.

 

Sunset Sons mają na koncie dwie EPki, Le Surfing (a jakże), No Bad Days, a trzecia, The Fall Line, ukaże się 9 marca. To właśnie z niej pochodzi najnowszy singiel Medicine.

 

 

Grupa przyznaje, że w busie, którym muzycy jeżdżą na koncerty, najczęściej słychać Bruce’a Springsteena, The Rolling Stones, The Beatles i The Black Keys. Taka też jest muzyka Sunset Sons – trochę klasyki i trochę nieco młodszej energii. Jeśli jeszcze nie słyszeliście nawet sekundy ich piosenki, ostrzegam: wokalista Rory ma głos, który do złudzenia przypomina Caleba Followilla z Kings Of Leon, może trochę bardziej wyluzowanego niż zwykle, w każdym razie trudno się dziwić, że o Sunset Sons ciągle mówi się, że to nowi Kings Of Leon. Ale który debiutant obrażałby o takie porównanie? Sunset Sons pracują właśnie nad pierwszą płytą, tymczasem posłuchajcie singla Remember. To tytuł z przesłaniem – za dwa, trzy lata pewnie zagrają na głównej scenie Open’era.