Sorry Boys w Krakowie

Sorry Boys w Krakowie – koncertowe emocje

Za każdym razem, kiedy uczestniczę w koncercie zespołu Sorry Boys, mam wrażenie że przebywam na innej planecie, kulturalnej dodajmy. I za każdym razem miejsce, które wypełnia ich muzyka staje się magiczne. W Roma Tour 2017 nie zabrakło na całe szczęście Krakowa.

Sorry Boys w Krakowie. Publiczność fantastycznie rozgrzał zespół Bownik. Wciąż wiem o nich niewiele, ale zainteresować to oni potrafią, szczególnie dość oryginalnym wokalem.

Muzyczna podróż do Rzymu była idealnie przeplatana wybuchami coraz to piękniejszych części Volcano. Rzymski klimat udzielił się nie tylko artystom, ale także dziewczynom pod sceną, które wczorajszego wieczoru miały na głowach wieńce laurowe. Bela, spoglądała na nas ze sceny niczym Apollo z Parnasu, rozsiewając blask dokoła, choć miętowy bas Bartka także skupiał uwagę sporej części publiczności. Gitary Tomka same wyrywały się do gry, dając szansę lirze korbowej. Maciek nadawał rytmu w Mieście Chopina.

We wszystkim uczestniczył ogarniający trzy poziomy: laptopa, klawiszy i gitary Piotrek, najbardziej czarna postać zespołu 🙂 Bela oprócz tego, że śpiewa niesamowicie czystym głosem, potrafi także pięknie mówić o muzyce, nadając piosenkom historyczny rys. I tym razem przy okazji wizyty w Krakowie nie zabrakło opowieści o miłości Dagny Juel i artyście bohemy krakowskiej Stanisławie Przybyszewskim. Mogliśmy cieszyć swe uszy Zwyczajnymi Cudami, radosnym Alleluia i wspólnie odśpiewać singlowe Wracam. Ucztą dla ciała okazała się energiczna Supernova. Z kolei taniec na muzycznym wulkanie Sorry Boys zafundowali nam dzięki Phoenix i Evolution (St. Teresa).

Sorry Boys w Krakowie

Prawie dwie godziny wśród genialnie brzmiącej trójcy gitarowej i aksamitnie łagodnego wokalu Beli Komoszyńskiej to było to, czego potrzebowałam i czego brakowało mi od ostatniego koncertu sprzed dwóch lat. Po takim występie nie da się przejść zwyczajnie do rzeczywistości, już kilka godzin po, a w tobie wciąż trwa koncert, ciągle wracasz do siebie 🙂 Gorąco polecam album Roma, bo na koncert i tak prędzej czy później sami traficie, którąś ścieżką, zupełnie jak do Rzymu.