Sausage Party – syndrom „zwiastun lepszy niż film”

Trailer Sausage Party był świetny i to nie podlega żadnym wątpliwościom. Niestety z samym filmem jest gorzej. Dużo gorzej.

Spodziewałem się zobaczyć w kinie niby głupkowatą komedie. Miałem jednak nadzieję, że między wulgarnymi dowcipami film będzie miał przebłyski inteligencji. Wiecie, przecież nie można zalać widza tylko idiotyzmami…. Okazuje się, że można.

Toy Story w wersji hard

1

Sausage Party to historia o gadających artykułach spożywczych. Wszystkie kiełbaski, bułeczki i musztardy myślą, że wyjście z supermarketu równoznaczne jest z życiem wiecznym. Uważają ludzi, za kochających bogów.

Nagle jednak okrutna prawda dociera do głównego bohatera opowieści – parówki Franka. Postać zaczyna rozumieć, że ludzie to tak naprawdę krwiożercze monstra, a wieczne życie nie istnieje!

W filmie ludzie są metaforą śmierci, a wiara produktów w życie pozagrobowe – religii. W sumie całkiem dobrze jest to wymyślone i ciekawie pokazany jest rozłam wierzeń świata, tylko jedna sprawa mi w tym nie pasuje.

Sausage Party w prosty sposób mówi widzowi, że tylko ateizm jest dobry, a wszyscy wierzący w jakiekolwiek religie są w głębokim błędzie (tak samo jak artykuły żywieniowe w markecie). I chociaż że nie identyfikuję się z żadną wiarą, to wydaję mi się to bardzo łatwowierne i takie… „amerykańskie”. W filmie dużo jest takich typowych scen z amerykańskich głupich komedii typu „zróbmy, że jedna parówka będzie Adolfem Hitlerem, bo to będzie śmieszne„.

Pomysł na film jest świetny! Rzadko możemy udać się do kina na animacje w stylu Toy Story, w wersji dla dorosłych. Niestety, inne aspekty filmu kuleją.

Żeby przeklinać, trzeba umieć przeklinać

2

Oglądając trailer tego filmu po raz pierwszy, bez uprzedzenia o czym jest animacja, zupełnie zdziwiłem się, kiedy postaci zaczęły kląć. To było zabawne, że w „bajce” nagle kreskówkowy ziemniak zaczyna przeklinać. Wydawało mi się, że twórcy zrealizują to tak samo dobrze jak na trailerze – z umiarem i odpowiednią mocą.

Już po pierwszych kilku minutach w Sausage Party słyszymy tyle wyrazów na „f”, że szybko tracą one swoją siłę i po prostu przestają nas bawić. Nawet w South Park, choć wulgaryzmów jest tam naprawdę dużo, to wciąż są zabawne, bo są używane z sensem.

Gry słowne tak banalne, że nieśmieszne

3

Chociaż że napisy w kinie tłumaczyły niektóre gry słowne w całkiem niezły sposób, to żeby załapać wszystkie dowcipy, trzeba mieć jakąś znajomość angielskiego. Jednak zabawa językiem jest tak prymitywna, że jakoś mnie nie rozbawiła. Warto dodać, że czasem nawet lubię obejrzeć filmy z Adamem Sandlerem, więc zupełnie nie chodzi o to, że nie jestem fanem głupkowatych komedii.

Męczyłem się oglądając Sausage Party, ale muszę powiedzieć, że parę razy nie mogłem się się nie uśmiechnąć (Lawasz to zdecydowanie najzabawniejsza postać 🙂 ). Film nie jest dla wszystkich, ja drugi raz na pewno bym na niego nie poszedł i zdecydowanie nie trzeba było tego robić nawet po raz pierwszy. Obraz może być potraktowany jako ciekawostka, która miała wielki potencjał (bo animacji dla dorosłych mało), a skończyło się strasznie kiczowato. Plus ostatnie 10 minut seansu było… tak niesmacznie żenujące, że szkoda gadać.