Punisher Max tom 2

Punisher Max tom 2 – recenzja

Jeśli mam być szczery to mocno czekałem na dalsze losy historii Punishera w wydaniu Gatrha Ennisa, który bardzo miło mnie zaskoczył w pierwszym tomie Punishera Max.

Po miesiącu oczekiwania wreszcie do mych rąk trafił Punisher Max tom 2 i jestem szczęśliwy, że zarówno scenarzysta jak i rysownicy dalej trzymają swój poziom.  Jednak moje podejście w jakiś sposób zmieniło się, ponieważ znałem już dosyć dobrze tą postać, a także świat wykreowany przez Ennisa. Element zaskoczenia zniknął, lecz na szczęście zainteresowanie, wręcz przeciwnie.

Drugi tom, tak samo jak pierwszy podzielony jest na dwie części, Mateczka Rosja i Góra jest dołem, a czarne jest białe. Ale zacznijmy od początku. Żeby sięgnąć po Punisher Max tom 2, wcale nie trzeba znać tomu pierwszego. Oprócz pomniejszych pobocznych postaci elementem łączącym oba tomy jest  wyłącznie, miasto Nowy York i sam Punisher. Choć pojawiają się minimalne nawiązania do tomu pierwszego, to ani nie przeszkodzi to czytelnikowi w zrozumieniu historii, ani nie odbierze przyjemności z czytania. Dostajemy więc dwie kompletnie świeże opowieści.

Mateczka Rosja jest bardzo miłą odskocznią od tego co znaliśmy w pierwszym tomie. Choć wszyscy kochamy zatęchłe i brutalne ulice Nowego Yorku wreszcie nie on gra tu pierwsze skrzypce. Kolejnym powiewem świeżości jest to, że po raz pierwszy w tej serii pojawia się bardzo znana postać z uniwersum Marvela, a mianowicie sam Nick Fury. Swoją drogą postać jest rewelacyjnie wpisana w wykreowany świat przez Gartha Ennisa.

Nie jest to komiksowy Nick Fury, którego znamy dobrze choćby z ekranizacji Marvela. Jest to wielki, zmęczony życiem facet którego tylko to wyróżnia od innych członków militarnych szefów amerykańskich, że posiada ostatki kręgosłupa moralnego. Wracając, Nick Fury składa Punisherowi propozycję. Ma odzyskać z bazy położonej w głębokiej Rosji małą dziewczynkę która jest jednocześnie nosicielem, potwornie niebezpiecznego, ale również bezcennego wirusa.

Jest to oczywiście misja wagi państwowej, a że jest ona prawie niemożliwa, musi ją nie kto inny, lecz Punisher. Jednak muszę przyznać, że nie jestem fanem tego pomysłu. Przywodzi mi to na myśl bardzo sztampowy motyw ratowania świata, a Franik Castle do tego motywu po prostu mi nie pasuje. Choć jak wspominałem na początku, jest to miła odskocznia od tego co już dobrze znamy.

Lecz jeśli w żaden sposób nie ujęła was ta utrzymana w innej scenografii historia, to spokojnie, druga część czyli Góra jest dołem, a czarne jest białe wraca do swoich korzeni. Punisher wraca do Nowego Yorku i niestety nawet chwilowy spokój nie jest mu pisany. Po wydarzeniach z tomu pierwszego w mieście pojawia się nowy Szef włoskiej mafii, Nicky Cavella, który jednocześnie jest  głównym antagonistą Punishera w tym komiksie.

Nie rozwodząc się nad treścią Nicky robi Punisherowi bardzo duże świństwo żeby go zwabić, a nasz bohater znowu wyrusza, tym razem na jeszcze bardziej osobistą wendettę. Muszę przyznać, że stałem się dużym fanem akurat tej części, głównie przez to, że byłem świeżo po zakończeniu gry Max Payne 2. Dla tych co nie znają tej serii gier, jest to jakby nie spojrzeć, bardzo podobna historia. Mężczyzna, tym razem detektyw, traci z rąk gangsterów żonę i dziecko.

Nie posiadając nic do stracenia wyrusza, żeby wypełnić zemstę, masakrując przy tym tabuny nowojorskiej mafii. Brzmi znajomo? Co więcej jest to opowieść bardzo melancholijna. Bohater cały czas zmaga się z samym sobą, prowadząc ciągły wewnętrzny dialog. Opisuje przy nim swój stan emocjonalny lub zadaje filozoficzne pytania na temat egzystencji i ideii zemsty. Dokładnie tak jest również w historii Gatrha Ennisa. Dlatego jeśli mieliście przyjemność zagrać w tą serię, jestem pewien, że dwa dotychczasowe tomy Punisher Max są pierwszym tytułem, po który powinniście sięgnąć.

Przechodząc do ilustracji trzeba wspomnieć, że zmienił się rysownik Lewis Larosa. Tym razem zastępuje go Doug Braithwaite. W drugim tomie powraca Leandro Fernandez. Ciekawe jest to że gdyby nie było to napisane na okładce, pewnie bym się nie zorientował, ponieważ kreska podobna jest bardzo do tomu pierwszego. Ponownie –  samo miasto, brudne i oślizgłe, ale zarówno postacie oddane są zjawiskowo. Również brutalność tym razem jest chyba jeszcze bardziej dosadnie przedstawiona, co bardzo klei się z kreacją tego świata.

Punisher Max tom 2 nie rozczarowuje. Zniknął element zaskoczenia, lecz zastąpiony został dużą świeżością w niektórych momentach historii. Cieszę się, że zarówno scenarzysta, jak i rysownicy dalej trzymają swój poziom od czasów tomu pierwszego. Co mam więcej rzec, dla fanów brutalnych, pięknie narysowanych, realistycznych i filozoficznych historii jest to jedna z ciekawszych propozycji na rynku komiksowym. Dlatego jeśli ktoś dobrze odnajduje się w tym klimacie radzę szybko kupować i czytać obie części, ponieważ trzecia ukaże się już w grudniu.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji :)

Bler tom 6 Psie Imperium – recenzja

Tom Fletcher Gwiazdkozaur. Nowa książka wokalisty McFly.