Kobiece granie Ania Dąbrowska

Kobiece granie Ania Dąbrowska – relacja z koncertu

10 marca, w łódzkiej wytwórni odbył się koncert Ani Dąbrowskiej – wydarzenie (zbyt krótkie) na wysokim, muzycznym poziomie – idealne na piątkowy wieczór.

Jest taka seria koncertów – Męskie Granie. W ramach tej trasy mamy do czynienia z różnymi artystami, których muzyka ma jakiś wspólny mianownik. Uważam, że powinien powstać damski odpowiednik tego typu koncertów i Ania Dąbrowska powinna być tam czołową artystką.

Ania Dąbrowska – na żywo

Koncert zaczął się z lekkim opóźnieniem. Sala była pełna, a świeżego powietrza starczało chyba tylko dla ludzi, którzy siedzieli na balkonach. Po kilkunastu minutach, gdy przygasły już światła, na scenie zaczęli pojawiać się kolejne cienie postaci. W końcu weszła i ona – Ania Dąbrowska. Z uśmiechem na twarzy, ogromną energią. Od razu porwała publiczność i nie dawała jej odpocząć przez około 1,5 godziny.

Podczas koncertu mieliśmy okazję usłyszeć najważniejsze utwory z jej repertuaru. Mieliśmy szanse słyszeć je mocniej i wyraźniej, dzięki fantastycznemu zespołowi. Muzyka na żywo to zupełnie inne doświadczenie, niż odsłuch płyty. Instrumentalnie wszystko zagrało wspaniale, było głośno, było rytmicznie, ciężko było ustać w miejscu. No właśnie – Ania Dąbrowska nigdy nie kojarzyła mi się z artystką, która porwie publikę i ruszy ją z miejsca. Tymczasem w piątek bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. W środku Sali trwała wielka impreza, ludzie tańczyli, obejmowali się, klaskali, krzyczeli. Osoby zgromadzone na balkonie nie chciałby być gorsze i wtórowały bawiącym się na dole. Niczym kobiecy koncert heavy metalowy.

Ania Dąbrowska jest cudowną osobą. A przynajmniej takie zrobiła na mnie wrażenie przez te półtorej godziny – cały czas śmiejąc się do publiki, puszczając do niej oko, zaczepiając. Utworów słuchało się wspaniale, a głos Ani rzeczywiście jest hipnotyzujący. Ale co innego usłyszeć taką opinię w radio, a co innego przekonać się o tym na żywo.

Dlaczego Ania i dlaczego warto?

Od razu powiem, to nie była moja muzyka. I specjalnie używam czasu przeszłego w tej chwili. Jest w koncertach na żywo taka magia, która sprawia, że te dźwięki brzmią zdecydowanie inaczej. Zdecydowanie lepiej, porywająco. Potrafią zaczarować. Nie będzie chyba zaskoczeniem fakt, że od momentu koncertu kilka utworów Ani pojawiło się na mojej playliście. Utwór za utworem Ania przekonywała do siebie kolejnych uczestników koncertu. Dziękowała kobietom za przyjście i facetom, za towarzyszenie swoim wybrankom. Bawiła się razem z publiką. Nie oddawała pola – każda piosenka zagrana i zaśpiewana na 120%, mimo choroby.

Czy jest sens pisać więcej?

Chyba nie, chyba to zabiłoby finalny przekaz, już i tak skażony przez parę koślawych zwrotów i porównań. Muzykę trzeba usłyszeć i poczuć, a to najlepiej wychodzi na koncertach. Słowa wypisane tutaj, to jedynie mierny zamiennik. Dlatego nie czekajcie.

Ania chyba jeszcze ma trochę miejsc w Polsce do odwiedzenia