Jednoręki bandyta i Łowca nagród – powrót do Lucky Luke’a

Lucky Luke w tym roku skończył 70 lat! Z tej okazji Wydawnictwo Egmont wznowiło wydawanie serii o tym popularnym kowboju. Egmont wyda wszystkie albumy, które zostały narysowane przez Morrisa (70 tomów). Skłoniło mnie to do ponownego, trochę sentymentalnego wskoczenia w świat Lucky Luke’a.

Moja przygoda z Lucky Luke’m zaczęła się od serialu animowanego z 1984 i 1991 roku. Razem z Krecikiem, Wilkiem i Zającem oraz Sąsiadami, najszybszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie znajdował się na podium wśród moich ulubionych animacji.

Bohater, jego koń Jolly Jumper, bracia Daltonowie, niezwykłe i zabawne historie – to wszystko kojarzyłem głównie z tego animowanego serialu. Oczywiście miałem styczność z komiksami, jednak była ona niewielka i pamiętam je jak przez mgłę. Od czasu do czasu ktoś przynosił Lucky Luke’a do szkoły i pożyczał do przeczytania. Na tym jednak kończyła się moja przygoda z Lucky Luke’m.

Na szczęście, dzięki nowemu wydaniu tych komiksów od wydawnictwa Egmont, mam wreszcie szansę zgłębić komiksową, oryginalną historię kowboja. Już po pierwszych dwóch albumach czuję, że zostanę w tym świecie na dłużej!

Łowca nagród

Na pierwszy ogień leci jeden z 55 numerów Lucky Luke’a, do których scenariusz napisał Rene Goscinny. Od rozpoczęcia komiksu, aż do ostatniej strony czuć, jakim mistrzem w swoim fachu był ten francuski scenarzysta.

Łowca nagród z 1972 roku opowiada historię Elliota Belta, który jeszcze jako dziecko poznał swoje powołanie. Od małego donosił na swoich kolegów, przekazywał informacje czy nawet przyznawał się do rzeczy, których nie zrobił, byleby miał w tym jakiś zarobek. Elliot stał się okrytym niesławą łowcą nagród.

Na swojej drodze w Cheyenne Pass spotyka sławnego Lucky Luke’a. Belt od razu wyczuwa we współpracy z kowbojem żyłkę złota. Proponuje mu zostanie partnerami, lecz rewolwerowiec odmawia. Nie przejmując się chłodnym przyjęciem przez szeryfa, łowca nagród podąża tropem Lucky Luke’a. Sprawą niecierpiącą zwłoki okazuje się zaginięcie konia u pewnego ekscentrycznego hodowcy. Za kradzież oskarżony jest Indianin, pracujący w hodowli koni, Tea Spoon.

Łowcę nagród warto przeczytać dla nienachalnych i błyskotliwych dowcipów. Trudno nie uśmiać się z niektórych sytuacji. Warto przytoczyć chociażby kadr, na którym barman obsługuje Elliota Belta. Prawdziwy majstersztyk! Żarty sytuacyjne serwowane przez Gościnnego oraz starannie rysowane przez Morrisa są największym atutem komiksu, który potrafi nieraz umilić nam wieczór.

Kreskówkowe rysunki też stoją na wysokim poziomie, a dzięki dobrze dobranym kolorom, zawsze na pierwszy plan wychodzi dokładnie to, co Morrison chciał nam uwypuklić. Bez problemu płynnie poruszamy się po następnych kadrach, nie tracąc tempa historii.

Podczas czytania Łowcy nagród bawiłem się znakomicie i jestem pewien, że kiedyś do niego powrócę, by znów pośmiać się z bardzo dobrego humoru.

Jednoręki bandyta

Na pewnej farmie bracia Adolf i Artur Caille stworzyli rewolucjonizującą hazard maszynę. Zadaniem Lucky Luke’a będzie ochrona transportu wynalazku rodzeństwa.

W tym przypadku scenariusz został napisany przez De Groota, zamiast Goscinnego. Czytając Jednorękiego bandytę nie czułem już takiego dowcipnego polotu, jakim mógł pochwalić się twórca przygód o Lucky Luke’u. Niestety w stosunku do poprzedniego albumu tutaj poprzeczka jest znacznie zaniżona.

De Groot wydaje się wprowadzać do rysunkowego świata Morrisa prostsze, bardziej dziecinne żarty. Humor u niego jest mniej naturalny niż u Goscinnego. Lucky Luke traci całą swoją magię i zmienia się w kolejny, zwyczajny komiks dla najmłodszych, którego nie poleciłbym już starszym czytelnikom. Jednak jeśli kierujemy ten album dla młodszego odbiorcy, to z całą pewnością w nim się odnajdzie.

Jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma komiksami, to bez wahania skusiłbym się na Łowcę nagród. Obie lektury obudziły we mnie chęć uzupełnienia pozostałych komiksów wydanych w listopadzie. Na pewno będę bardziej skłonny ku Gościnnemu, lecz z pewnością zajrzę również do późniejszych scenarzystów.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.

Kup Łowce nagród:

Kup Jednorękiego bandytę: