Artur Rojek w Krakowie – małe wspomnienie koncertowe

ARcydzieło. Muzyczny ARchitekt. ARomat napiękniejszych dźwięków po kilku latach. ARtysta, który ze swoją ARmią rozwinął w klubie Studio najlepszej jakości ARras brzmień, zapraszając do swej ARki. ARkana muzyki odkrył przed krakowską publicznością Artur Rojek.

6 kwietnia, w niedzielny wieczór Kraków zyskał dodatkowy AR piękna, muzyki, magii, czegoś, czego w prostych słowach, tak po ludzku nie umiem opisać. Nim na scenie Klubu Studio pojawił się Artur Rojek, mieliśmy okazję podziwiać nasze dobro krakowskie. Patrick The Pan – człowiek, który nagrał płytę we własnym domu, tego wieczoru dał koncert także w swoim domu, tylko trochę większym 😉 Usłyszeliśmy piosenki z jego debiutanckiego albumu Something Of An End.

 

Znane z rozgłośni radiowych singlowe Bubbles, którego ponoć Patrick The Pan osobiście nie cierpi, zostało bardzo dobrze przyjęte przez publiczność, dość licznie zgromadzoną. Całość pięknie zamknął bardzo sentymentalny utwór Hełm Grozy – mój ulubiony, jedyny w języku polskim, piękny. Zespół oprócz doznań muzycznych za sprawą m.in. kontrabasu, zadbał również o wystrój sceny – królowały charakterystyczne czarne ptaki a mikrofon opleciony był świecącą girlandą. Piękna muzyczna podróż, przeplatana opowieściami Piotra Patricka Madeja The Pana 😉

 

Około godz. 21. na scenie pojawił się Artur Rojek ze swym zespołem. Był to pierwszy koncert w Krakowie w takim składzie. A przyznać trzeba, że skład wyborny. Kiedy w grę wchodzą gitary, syntezator, puzon a sprzęt perkusyjny nie jest schowany w tyle sceny tylko dumnie zasila z lewej strony to sukces gwarantowany. Jeśli się nie mylę, to całość rozpoczęła się piosenką Kokon. Dalej Lato 76. Pierwsze dość mocne wbicie w podłogę, bo przecież tak dawno nie słyszałam tego przeszywającego, zawodzącego, do bólu smutnego i pozytywnie dołującego głosu. Jako trzecia –  Beksa, która w radiowej wersji niestety pozbawiona została uroczego wstępu. Publiczność mocno wzniecona: piski, śpiewy i zdaje się, że wszyscy czekają czy „Artur kurwa skręci” 😉 No i skręcił:

Między piosenkami Artur przywitał się z Krakowem. Wspomniał, że dobrze tu znów być. Nikt nie zaprzeczał – oklaski po każdym utworze były bardzo intensywne, zresztą w całości zasłużone. Dalsze piosenki wybrzmiewały zgodnie z kolejnością na płycie. Rewelacyjne Krótkie momenty skupienia. Czas który pozostał – ten kawałek jest wyrwany żywcem z jakiejś dobrej sztuki teatralnej. A charakterystycznie powtarzający się motyw na początku zwrotki przenosi nas na dziedziniec średniowiecznego zamku, pośród walczących rycerzy. Pod koniec utworu w Artura wstępuje dzika energia. Jest krzyk! Kot i Pelikan to czas na zamyślenie i wsłuchanie się w więcej jakby mówiące dźwięki klawiszy.

 

Dzisiaj już rzadko kiedy można spotkać Pelikana w parku… To co będzie – utwór poruszający całe ciało a jednocześnie udowadniający świetną formę Rojka. Bardzo ciekawie na żywo wypada uzupełnienie wokalne Katarzyny Piszek, pani od klawiszy. Syreny i Lekkość to dokładne wsłuchiwanie się w teksty przy rytmicznych bitach perkusyjnych. Tak zakończyła się pierwsza część koncertu. Artur Rojek wyraźnie to zaznaczył.

 

Po nowych melodiach przyszedł czas na starsze dzieła. Kraków rozkołysał się za sprawą trzech utworów Lenny Valentino: Trujące Kwiaty, Dom Nauki Wrażeń, Chłopiec z plasteliny. Po nich nastąpiło coś, czego chyba się nie spodziewałam. Miłe wspomnienie z czasów Myslovitz i płyty Happiness is Easy za sprawą W deszczu maleńkich żółtych kwiatów. Wow. Drugą, tętniącą wspomnieniami część koncertu zakończył prawie dwudziestoletni utwór Good Day May Angel. I tylko brak jednej piosenki… 😉 Na bis Beksa, Czas który pozostał i Pomysł 2.

 

To był mimo wszystko dość energiczny koncert na przemian z wmurowaniem w podłogę. Składał się z ciągłych zachwytów. Wracając do domu zastanawiałam się czy lepiej było swobodnie się kiwać czy też stać bez ruchu z otwartą buzią i czerpać z genialnej warstwy tekstowej piosenek Artura. Świetne nagłośnienie pozwoliło usłyszeć wszystko dokładnie. Również to, że zespół miał ogromną radość z prezentowania swych utworów. Z wzajemnością. Kraków dziękuje!

 

rojek rckvr 2A po koncercie… :))
Z pomocą mojej niezastąpionej krakowskiej ekipy koncertowej udało mi się  podejść do tego pana i zrobić zdjęcie. WymAGAło ono poprawki, ale udało się 🙂 Od tej pory Artur Rojek ma Rockever na oku. Rockever?? Wczoraj to był Ro(je)kever – invented by Magda J.
A we mnie koncert jeszcze trwa…