Agents of Mayhem – największa niespodzianka roku? [recenzja]

Pierwsze zapowiedzi Agents of Mayhem nie wywarły na mnie dobrego wrażenia, ale już sama gra zdecydowanie mnie zaskoczyła… Miło zaskoczyła.

Agents of Mayhem recenzja

Volition to studio znane głównie z serii Saints Row. Od 2006 roku developer wypuścił w sumie pięć części swojej najpopularniejszej franczyzy. Zwłaszcza po średnio przyjętej ostatniej odsłonie, Saints Row: Gat out of Hell, gracze mogli znudzić się grami o gangu Świętych.

W związku z tym Volition w tym roku postawiło na coś trochę innego. Agents of Mayhem to tytuł, którego akcja ma miejsce w świecie znanym z Gat out of Hell, jednak zdecydowanie nie jest to Saints Row.

Agenci Mayhem kontra L.E.G.I.O.N.

Gra opowiada historię, której wydarzenia mają miejsce po jednym z zakończeń ostatniej gry Saints Row. Wcielamy się tutaj w kilkunastu agentów M.A.Y.H.E.M., a naszym zadaniem jest zniszczenie złej organizacji L.E.G.I.O.N.

Cała intryga opowiadana jest przez animowane przerywniki filmowe, które nadają grze unikatowego klimatu kreskówki

Sama fabuła nie należy do najmocniejszej strony Agents of Mayhem. Ot kolejna historyjka o ratowaniu świata przed zgrają głupiutkich bandziorów. Na dodatek w swojej głupocie nie są oni zbyt zabawni. Na szczęście nieangażująca historia świetnie idzie w parze z relaksującym gameplayem.

Niezwykle przyjemna zabawa bandą różnorodnych bohaterów

Agents of Mayhem bez dwóch zdań skupia się samej rozgrywce, która naprawdę potrafi porwać.

W grze wcielamy się w tytułowych Agentów. Do dyspozycji mamy dwanaście postaci (czternaście licząc z herosami, dodawanymi do zamówień przedpremierowych). Każdy z bohaterów naprawdę bardzo się od siebie różni – zaczynając od broni, przechodząc przez umiejętności, a kończąc na samej osobowości.

Przy każdym wyjściu z bazy Mayhemu wybieramy trzy postaci, którymi będziemy chcieli sterować. Podczas samej rozgrywki możemy płynnie zmieniać jednym przyciskiem, kim w danej chwili gramy. Dzięki tej opcji gameplay jest bardzo dynamiczny.

Volition oddało nam w ręce otwarty świat, który, choć pełen NPC-tów i aut, wydaje się bardzo pusty. Nie ma on tego czegoś znanego z poprzednich części Saints Row lub GTA.

Co kilka metrów możemy wziąć udział w jakiejś pobocznej aktywności, np. niszczyć oddziały L.E.G.I.O.N.-u, ratować zakładników czy przejmować auta. Misje dodatkowe są bardzo powtarzalne, ale urozmaicają rozgrywkę między kolejnymi częściami kampanii.

Nowoczesny Seul możemy poznawać na piechotę lub prowadząc auto. Szybki sprint i skoczność naszych postaci sprawia, że eksplorowanie miasta „z buta” jest bardzo przyjemne.

System jazdy w tej grze z początku wydawał mi się raczej dziwny, ale po kilku chwilach zrozumiałem, że auta po prostu nie mają dużej zwrotności. Świetnie za to działa hamulec ręczny, dzięki któremu jazda pojazdami daje dużo frajdy.

Nie ukrywam, że w Agents of Mayhem najbardziej porwała mnie genialna mechanika walki. Gra, dzięki swojej szybkości pozwala nam pokonywać przeciwników w iście hollywoodzkim stylu. Brak odrzutu w strzelaniu w połączeniu z dashami i potrójnymi skokami pozwala nam cały czas być w ruchu, zabijając kolejnych rywali. Do tego dochodzą jeszcze: specjalna, ale szybko odnawialna zdolność i umiejętność Mayhemu, zabójczy skill, wyjęty żywcem z gry MOBA.

Agents of Mayhem, dzięki fantastycznym potyczkom, nie pozwala oderwać się od ekranu komputera lub konsoli. Nie zmienia to jednak faktu, że w pewnych momentach powtarzalność gameplayu może zacząć nudzić gracza.

Rozwój postaci

Volition sprawiło, że ulepszanie swoich bohaterów jest ważnym aspektem Agents of Mayhem. W otwartym świecie zbieramy kawałki Czarnej Materii, które możemy użyć do zwiększenia statystyk naszych postaci. Po każdej skończonej misji otrzymujemy też różne, nowe wariacje na temat umiejętności naszych bohaterów. Mechanika rozwoju postaci zawsze sprawia, że w danym tytule gracze chcą spędzić więcej czasu, by mieć jak najlepszego herosa.

Z każdą godziną spędzoną w Agents of Mayhem, coraz mniej moim oczom ukazywał się interface postępu moich bohaterów. Po prostu uznałem, że nie wpływa to tak bardzo na rozgrywkę, a Agenci nie należą do najtrudniejszych gier na świecie… Wolałem po prostu grać, zamiast poświęcać czas na czytanie o potencjalnych ulepszeniach postaci.

Najdziwniejsza decyzja developerów

Otwarty świat, niezobowiązująca fabuła, relaksujący gameplay i duża pula bohaterów do wyboru – to wszystko wydaje się być idealnym podłożem na stworzenie fantastycznego co-opa. Brak trybu kooperacji w Agents of Mayhem wydaje się być dosłownie absurdalną decyzją.

Po kilkunastu godzinach, pod koniec gry, Agenci mogą zacząć się nudzić. Wyobrażam sobie, że gdybym mógł poznawać tę produkcję ze znajomymi w kooperacji, to moje wrażenia z gry byłyby jeszcze lepsze.

Grafika

Bardzo mocnym punktem Agents of Mayhem jest prześliczna, cukierkowa grafika. Artystycznie jest bardzo zbliżona do gier z serii Saints Row. Tutaj też na pierwszy plan wychodzi kolor fioletowy. Agenci jednak wyglądają bardziej komiksowo niż Święci.

Czy warto kupić Agents of Mayhem?

Zdecydowanie nie spodziewałem się, że Agents of Mayhem może mi się aż tak spodobać. Łatwo poczuć, że Agenci mogliby być jeszcze lepsi, gdyby developer spróbował bardziej urozmaicić gameplay. Mimo mniejszych błędów Agents of Mayhem to kawał świetnej zabawy, okraszony ładną grafiką i humorem.

Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Techland za udostępnienie nam egzemplarza gry! 🙂

Źródło zdjęć: wydawnictwo.techland.pl